Silencio
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Hannah Harvey

Go down

Hannah Harvey Empty Hannah Harvey

Pisanie by Hannah Harvey Sro Mar 05, 2014 4:37 pm




Hannah Jeyne Harvey

Oona Chaplin




26 lat
Brighton
Barmanka
Sarna
Martwa córeczka
Półkrew

Usposobienie

Za mądra dla głupich,
a dla mądrych zbyt głupia.
Za łatwa dla trudnych,
a dla łatwych za trudna.

Świat nie dzieli się na czarne i białe, na ludzi dobrych i złych. Świat jest pełen odcieni szarości, a Hannah jest jednym z nich. Zawieszona gdzieś po środku, niezgniła złem, ani nie przeniknięta na wskroś dobrem. Jest szarością zdecydowanie muśniętą jasnością i fioletem ducha, lecz owa barwa osobowości nie pozwala jej na branie czynnego udziału w wojnie. Nie czuje potrzeby zbawiania świata, za to ogromną potrzebę chronienia własnej córki za wszelką cenę. A, żeby móc ją chronić, musi przeżyć. Wnioski są więc jasne. Hannah porzuciła katechizm męczeństwa dobrych na rzecz sztuki przetrwania.
Panna Harvey jest cierpliwa, nawet bardzo. W głębi ducha wierzy, że uda się jej wojnę przeczeka, że znów wygra ta jasna szarość, bo nie ma przecież ludzi nieskazitelnych. Nie ma nikogo białego i pozbawionego skazy. Wierzy w tych ludzi i gdyby tylko wiedziała, że jej córka nie ucierpi w żaden sposób - pomogłaby zbawicielom czarodziejskiego świata, lecz jest w niej pewna samolubność matki. 
Hannah nie jest jednak jedynie matką, lecz też kobietą. Kobietą samotną i często chodzącą z głową w chmurach, choć zdecydowanie mniej ostatnimi czasy. Nie jest jednak typem absolutnej indywidualistki i samotniczki, która nie potrzebuje nikogo, ani niczego, która od wszystkich stroni i miłuje jedynie własne odbicie, bądź nienawidzi go z całą mocą. Hannah nie wpada w skrajności. Potrafi zachować zdrową równowagę i nigdy nie zbliżyć się do żadnej z granic. To chyba największa z jej zalet i największa z wad. Nigdy nie potrafiła oddać się uczuciom z całą mocą, choć kłębi się weń ich mnóstwo. Całe ogromne nieba emocji z całymi paletami barw w których zatraca się, gdy potrzebuje samotności. Zatraca się, lecz nie oddaje w rzeczywistości, aby nie zdradzić o sobie za dużo. Aby nie zostało to wykorzystane. Nie potrafi też jednak odciąć się od uczuć i żyć beznamiętnie. Nie potrafi żyć umierając każdego dnia z nieczułości. Jest w niej tak wiele, lecz trudno do dostrzec. To niemal niemożliwe. Mur przeciętności jest gruby i wysoki, niemożliwy niemal do sforsowania. Nosi w sobie pewien wstyd. Jakąś nieśmiałość przed okazaniem prawdy, aby nie wydało się to sztuczne, aby nie zostało wyśmiane. Lęka się tego, choć nie było nic tak prawdziwego jak kłębiące się w duszy uczucie.
Hannah jest też barmanką, choć nie można powiedzieć, że nie potrafiłaby niczego osiągnąć więcej. Ona zwyczajnie nie wiedziała. Od zawsze miała alergię na oczekiwania i stawiane przedeń wyzwania. Nie potrafiła znieść musu uczenia się pod linijkę i nakazów, w głębi duszy pragnąc wolności i swobody jaką dawały jej wrzosowiska. Czytała wiele książek, lecz nie takich jak trzeba. Lubiła, kiedy z różdżki tryskały iskry zaklęć, całkowicie niepotrzebnych na zajęcia. 
Hannah ze swym zamiłowaniem do poezji, kremowego piwa oraz latania na miotle nie pasowała nigdzie. Ani do świata mugoli, ani czarodziejów. Ale mimo to zamierzała żyć, choć czuła się przez los oszukana. 
Aparycja

Zbyt ładna dla brzydkich,
a dla ładnych za brzydka. 
Za gruba dla chudych, 
a dla grubych za chuda.


Wbijasz spojrzenie w tłum, a Twój wzrok prześlizguje się kolejno po wszystkich. Zatrzymuje na ponętnej blondynce o ustach czerwonych jak róże, dziewczyna z wielkimi, sarnimi oczyma pełnymi łagodności wypada Ci z pamięci. Wzrostu jest przeciętnego, nie wybijającego się ponad inszych. Sylwetkę można określić jako dość szczupłą, choć po urodzeniu nieco zaokrągloną. Ciało nie jest pozbawione skaz i niedoskonałości. Uda i pośladki noszą znamiona rozstępów, biodra są szersze, niźli by tego sobie życzyła. Jej ciało można określić jako zwykłe i ładne w swej zwykłości, lecz to zależy od gustu. 
Na łabędziej szyi osadzona jest twarz pociągła o rysach niebanalnych, lecz czy urodziwych? Trudno powiedzieć. Ma nieco za wysokie kości policzkowe i nieładnie wykrojone usta. Kąciki opadają wciąż w wyrazie jakimś smutnym, rzucającym na jej twarz zasłonę refleksji i melancholii. Uśmiecha się ostatnimi rzadko, co jest rzeczą godną żalu, uśmiech ma bowiem bezsprzecznie uroczy, choć daleki od klasycznego piękna. 
Nos zawsze budził w Hannah kompleksy będąc za długi i zakrzywiony gdzieś w połowie, a ponadto upstrzony milionem piegów, mimo cery brzoskwiniowej. Lubiła jedynie swoje oczy. Nieprzeciętnie duże i niemal czarne, choć w rzeczywistości jedynie ciemnobrązowe. Lubiła zasłonę z gęstych rzęs oraz łatwość z jaką mogła zamknąć oczy, oddzielić się od świata i wznieść na jaskółczych skrzydłach. 
A on uwielbiał włosy Hannah. Miękkie i ciemnobrązowe, raz mające kaprys i kręcące się w loki przypominające sprężyny, a raz uparcie udające proste nitki kukurydzy. Lubił ciągnąć ją za warkocz i słuchać cichego głosu, niosącego ukojenie. Nie było w niej jednak czegoś, co sprawiłoby, że jest szklanką więcej niż pełną. Nie widział w niej nic ponadprzeciętnego, lecz on po prostu nie potrafił patrzeć naprawdę.

Biografia

Na świat niezwykle rzadko przychodzą jednostki oszałamiające inteligencją, powalające na kolana swą urodą i mogące poszczycić się majątkiem rodziców przekraczającą wyobrażenie ludzi przeciętnych. Jednostki takie, mające łatwiejszy start, dochodzą do rzeczy wielkich. Budzą zachwyt. 
Równie rzadko rodzą się persony o osobowościach tak ekscentrycznych, że zapisują się w pamięci nawet wbrew woli.
Hannah Harvey nie była jednak żadną z tych osób.
Była przeciętna, a mimo to nigdzie nie pasowała.


W Upper Flagley, wiosce częściowo przez czarodziejów zamieszkanej, mieszkał mężczyzna krwi czystej, Ned. Mężczyzna urody przeciętnej, a umyśle nieco ponad przeciętnym. Pracował w Ministerstwie, które nie radziło sobie z wojną, choć na niewysokim stanowisku i raczej ukrywał się, niż walczył. Ją ujrzał piątego maja roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego siódmego. Spacerującą po wrzosowiskach, nieświadomą okrucieństwa dziejącego się w równoległym świecie, którego dotknąć nie mogła, który mógł być snem, lecz w tamtym czasie był jedynie koszmarem; bo tam wszystko gniło i niszczało od nieziemskiego. A ona chodziła po wrzosowiskach w białej sukience i kwiatem we włosach. Czy mogło być coś piękniejszego? Nie było.
I umiłował Inę, a Ina jego umiłowała. Wkroczyła w jego świat i go zaakceptowała, mimo lęku chwytającego za serce. Tak wypowiedziała z uśmiechem błąkającym się na różanych ustach, a majem tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku podarowała Nedowi córkę o wadze i długości przeciętnych. Największy z cudów świata minął w mgnieniu oka i wydawał się być chwilą pozbawioną niezwykłości. Hannah pojawiła się na świecie okrutnym, w którym nie było jeszcze miejsca na wesele i radość.
Hannah Jayne Harvey jednak nie zgniła. Nie przesiąknęła złem, ani dobro nie przeniknęło jej na wskroś. Chowała się na wrzosowiskach, ukryta przed skrajnym dobrem i skrajnym złem czarami ojca. I była taka, jak te wrzosowiska. Nie mające w sobie niezwykłości, nie budzące zachwytu w oczach jako widok niecodzienny. Było w niej jednak coś, co pozwalało jej wzruszać się fioletem wrzosowisk i szarością nieba. Było w niej coś, co mogło na usta przywieść uśmiech, jeśli tylko umiało się patrzeć.
Nie chodziło jednak o czary, gdyż magiczny dar zaczął się przejawiać w czasie, określonym przeciętnym i nie był on szczególnie wielki. Nie warto rozwodzić się nad jej wybrykami, bo ich było niewiele, Hannah była dzieckiem spokojnym. Z nią można było pójść tylko na wrzosowisko i zapomnieć wszystko, dzięki ciszy. Nie można jednak powiedzieć, aby była też dzieckiem zamkniętym w sobie i wycofanym. Nigdy nie miała skłonności do wpadania ze skrajności, w skrajność. Miała przyjaciółkę i często oddawała się z nią figlom, lecz nade wszystko przekładała towarzystwo baśni. Lubiła, kiedy czytała jej Ina. Matczyny głos ocierał się o granicę słyszalności, nosił sobie magię, choć w palcach kobieta nie miała jej wcale. Wieczory spędzane w bujanym fotelu niosły w sobie coś więcej niż różdżka ojca.
List przyszedł w maju. Kilka miesięcy po nocy spadających gwiazd dla mugolskich mieszkańców Upper Flagley. 1 listopada świat obiegła wieść o upadku Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i dotarła do czarodziejskiej społeczności, zamieszkującej wioskę wśród wrzosowisk. Ich radość nie miała granic, a czary niosły w sobie radość. Mugole widzieli jedynie spadające gwiazdy, lecz czuli w powietrzu szczęście, czuli to mocno. A kilka miesięcy później sowa o jasnych piórach przyniosła z Hogwartu list.
I Hannah nie odstawała od inszych dzieci jedenastoletnich, które wybrały się na Ulicę Pokątną, kupiły różdżki i podręczniki. Ten dzień miał w sobie niezwykłość, lecz nie większą niż niezwykłość dnia jej rówieśników. Wszystko powtarzało się rok w rok, wszystko zataczało koło, a Hannah nie była dziewczynką urodzoną pod szczęśliwą gwiazdą. To nie ona miała zmienić świat. Hannah mogła jedynie żyć, kochać ziemską miłością i umrzeć. Żyła więc, choć przeciętnie. Nie można powiedzieć, aby żyła najlepiej jak mogła. Nie pozwoliła jej na to niejaka nadwrażliwość, nieco powyżej przeciętnej. Głęboko i starannie ukrywana, podobnie jak lenistwo. 
Dlatego Hannah nigdy nie była uczennicą wzorową, ani dobrą. Panna Harvey często umykała nauczycielom z głowy, znikała gdzieś w tłumie. Wypracowania o kamieniach księżycowych i czerwonych kapturkach niczym nigdy się nie wyróżniały. Jeśli przyjrzeć się dokładnie - jedynie ilość szlabanów miała poniżej przeciętnej, a zainteresowanie rzeczami niepotrzebnymi bardzo wysokie. Lubiła czytać książki i nie należała do osób głupich, lecz nigdy nie robiła tego, co należy. Książki czytała inne, przeznaczone na wiek starszy i czas wolny. Podręczniki odkładała, a ćwiczyć czary miała jutro. Jutro nigdy nie nadchodziło, a Hannah dalej tańczyła na linii zwykłości razem z wieloma. W głębi duszy pragnęła być inna, lecz samo chcenie nie znaczy nic.
Hogwart ukończyła z wynikiem średnim. Nie byłoby w tym nic dziwnego, miałaby szansę na zarobki umiarkowane. Hannah nie wiedziała jednak kim chce być, nie miała wprost pojęcia. Zatracała się we własnym świecie, niedostępnym dla innych, ukrytym, a jednako podobnym do światów innych. Była wyjątkowo przeciętną dziewczyną, lecz wyjątkową w swej przeciętności. Tak wmawiała sobie późnymi wieczorami, spędzanymi z kuflem kremowego piwa w domu rodziców. Znów wśród wrzosowisk.
Nie ukończyła żadnego kursu. Spóźniła się z dokumentami, o innych zapomniała. A w pubie Złoty Znicz szukali barmanki. Nalewanie ognistej i bycie miłą dla gości wychodziło jej nieźle, dlatego też właściciel nigdy nie miał obiekcji. Nie dał jej też podwyżki, bo niczym się specjalnie nie zasłużyła.
Życie miała nudne i monotonne. Każdy dzień był taki sam, a w Hogwarcie działy się rzeczy niezwykłe, przechodzące pojęcie nawet czarodziejskie za sprawą Harry'ego Pottera. Hannah słyszała o nim rzecz jasna jak każde dziecko w ich świecie. Pragnęła być młodsza i świadkiem tychże wydarzeń, które przecież przechodziły do historii. Hannah jednak nalewała szkocką do szklanek i jedyną rzeczą, która oderwała ją od szarej rzeczywistości, była jeszcze smutniejsza oraz przeprowadzka. Pogrzeb miłej ciotki bezdzietnej miał miejsce w dzień bardzo deszczowy, co odzwierciedlało stan Hannah, która kilka tygodni później wprowadziła się do starego, niedużego domu blisko Brighton, niedaleko morza
A potem zjawił się on i porwał ją w taniec gorący, w świat rajem pachnący i kwieciem umajony. I szeptał jej wierszem, i łgał jej jak z nut, że ona jest szczęściem, że ona to cud. 

Zapadał zmierzch, noc brała świat w swe objęcia. Gwiazdy budziły się ze snu, aby zalśnić niczym okruchy diamentów na granatowym aksamicie nieba. A oni leżeli na plaży we dwoje, w objęciu romantycznym. W poświacie księżyca słychać było rytm jego serca, a jej ciało przenikał dreszcz. Hannah myślała, że odnalazła wreszcie wyjątkowość, uczucie unikatowe, lecz złudzenia są ze szkła. Kruszą się w zderzeniu z życiem.
-Tracę zmysły, kiedy się nie widzę... - kobiecy szept popieścił jego skórę, a on spojrzał na nią z rosnącym pożądaniem.
-Chyba Cię kocham.
Zamilkł, a w zielonych oczach pojawiło się zdziwienie. Niedowierzanie i coś nieprzyjemnego.
-Nie zrozumieliśmy się, Han.

Nie zrozumieli się, a Hannah została sama ze złudzeniami w ruinie oraz okruchami duszy rozrzuconymi na wszystkie strony świata. Oto historia romantyczna skończyła się znów przeciętnie, a ona dała się wykorzystać jak szara dziewczyna. I stało się to, co działo się w świecie zawsze, choć nazywano to chorobą dwudziestego wieku. Pod sercem Hannah zabiło nowe życie, które wykiełkowało z ziarna ufności, nadziei i niezrozumienia. Catelyn narodziła się latem, gdy zaczęło dziać się źle. Kiedy Harry Potter zarzekał się, że on wrócił. Hannah znajdowała się jednak od tego daleko i miała poważniejsze problemy. Problemy życia codziennego i przenikającej szarości. Jedyną barwą, barwą najpiękniejszą była Catelyn. Raniąca swym podobieństwem do ojca, lecz nie pozwalająca choćby na odrobinę niechęci. Na jej mlecznej buzi była słodycz, każąca pokochać ją od początku. Mała Cat skradła wszystkie najlepsze geny, których Hannah nigdy nie dano było mieć. Ale to nie było ważne. Catelyn nadała życiu sens i była powodem, dla którego Hannah chciała walczyć o byt, gdy nadciągnęły mroczne czasy. Gdy zło znów zabierało głos w Anglii, a czarodzieje nie potrafili wyrwać mu go z potężnych szponów czarnej magii.
Nie zdecydowała się jednak na walką czynną. Nigdy nie miała się za zbawiciela świata i bynajmniej nie pragnęła tego robić. 



Ostatnio zmieniony przez Hannah Harvey dnia Sro Mar 05, 2014 8:01 pm, w całości zmieniany 1 raz
Hannah Harvey
Hannah Harvey


Liczba postów : 15
Wiek : 27 lat
Skąd : Londyn
Zawód : Barmanka
Poparcie : Neutralna

https://silencio.forumpolish.com/t222-hannah-harvey

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach