Silencio
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Samuel Lestrade

Go down

Samuel Lestrade Empty Samuel Lestrade

Pisanie by Samuel Lestrade Wto Lut 18, 2014 10:47 am




Samuel Arsene Lestrade

Tom Hiddleston




32
Londyn, Anglia
uzdrowiciel
likaon
inferius
¾

Usposobienie

Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze, więc opanował je do perfekcji. Tak, aby nikt nie wiedział co dzieje się w jego szalonej główce. Jest bardzo uprzejmy, bardzo grzeczny, bardzo przyjazny i bardzo zdystansowany zarazem. Na pewno go polubisz. Tylko popatrz, śmieje się z Twojego żartu, choć wszyscy wiedzą, że nie jest śmieszny i wydaje się, że naprawdę Cię słucha. Uroczy, młody mężczyzna, prawda?
Gdyby rzeczywistość także była taka piękna...
Co prawda, nie brak mu dobrego wychowania i przyzwoitości, aby każdy mógł się czuć dobrze w jego towarzystwie. Bezbłędnie poprowadzi rozmowę o niczym, zmieniając płynnie temat w niewygodnych momentach. Ślizga się giętko jak wąż, może jednak powinien był trafić do Slytherinu? W każdym razie, nie ma nic idealnego, więc i na powierzchni jego szklanego zamku widnieją drobne rysy. Ów dystans, sprawiający iż czujesz jakby coś ukrywał, chował przed całym światem głęboko w kieszeni. Tak głęboko, że coś zapomniało już jak wygląda światło dzienne.
Coś. Obawy. Pragnienia. Uczucia. Emocje. Delikatne, podatne na zniszczenie, zranienie, wytarcie o nie butów. Nie należy do tych, którzy wychodzą do innych z sercem na dłoni, z nadzieją, że tym razem nie zostanie zdeptane. Nienawidzi okazywać słabości, wiedząc iż zawsze znajdzie się ktoś, kto gotów jest ją wykorzystać. A jednak, potrafi być czuły, potrafi być troskliwy, nadopiekuńczy. Zdecydowanie nadopiekuńczy, przede wszystkim dla siostry. Bo to chyba jedyna osoba znająca go w pełni, z każdą wadą i każdą zaletą. Dla której w stanie jest zrobić wszystko i której nieba by uchylił gdyby było trzeba. Od śmierci rodziców czuje się w obowiązku roztaczać nad nią swą braterską ochronę, nie zawsze chcianą. Jest osobą, która potrzebuje drugiej osoby, nad którą będzie mógł roztaczać swój niedźwiedzi uścisk.
Problemem jest, gdy tłoczone emocje nagle znajdują swoje ujście, a on znów jest pod wpływem kolejnego ataku. Panika, z palcami wbitymi w nogę, złość, wyrażona rzutem szklanką o ścianę. Palący wstyd na policzkach i poczucie obrzydzenia do samego siebie. Problemy z dzieciństwa są raptem echem tego, co działo się za jego młodych lat, jednak odcisnęły swoje piętno i teraz. Ataki nie są aż tak częste jak można by się tego spodziewać, na co dzień przybierając formę delikatnej nerwicy natręctw oraz bezsenności. Mimo to wciąż są, a on żyje w strachu że tym razem nad tym nie zapanuje. Dlatego stara się pilnować, utrzymywać chłodną kontrolę. Nie tylko nad własną osobą. Ma brzydki nawyk wydawania rozkazów, choć nikt o nie nie prosił.
I wydawałoby się, że należy do tych co zawsze kierują się rozsądkiem. I jak zwykle nic bardziej mylnego. Paradoksalnie, zbyt często (swoim zdaniem) pozwala ponieść się impulsom. Podejmuje nieprzemyślane decyzje, ale nie żałuje. Rozżaleniem względem siebie wystarczająco zatruwa już sobie życie, aby dokładać kolejny kamyczek.
Dystans i kontrola wynikają z jeszcze jednej rzeczy - nienawidzi, z całego serca, litości. Nie narzeka, chyba że w żartach, a litość przyprawia go o mdłości. Ciasny supeł w żołądku i równie mocno ściśnięte gardło. Wylewa się z niego cała niewdzięczność, ale nic na to nie poradzi.
Odrobinę jest rycerzem, dlatego też dołączył do Zakonu. Jego krew jest w czystości nie najgorszej, więc nie groziłyby mu ewentualne represje, jednak wewnętrzne poczucie sprawiedliwości nie zgadza się na taki stan rzeczy. Już w szkole, nie tylko jako prefekt, pomagał młodszym uczniom w zaaklimatyzowaniu się i rozsądnie korzystał ze swoich uprawnień. Nie do końca jest altruistą, albo nie do końca chce się do tego przyznać. Wszystko tłumaczy ludzkim pragnieniem bycia potrzebnym. Szukaniem swojego miejsca.
A jeśli już o potrzebach i pragnieniach to najmocniej odczuwa jedno - wiedza i rozwój. Szybko nauczył się czytać i od maleńkości był niezwykle ciekawy świata, choć w ciekawości tej nieśmiały. Z wiekiem ta nieśmiałość odeszła w niepamięć, a pozostała potrzeba nie stania w miejscu, posuwania się do przodu. Ewolucji. Wciąż się doszkala, wiedząc iż może być lepszy.
Jaki jest jeszcze, zapytasz. W złości nie szczędzi gorzkich słów, lecz możesz mieć pewność, że będą to słowa prawdziwe, a nie tylko to co przyniesie emocja. Jest szczery, a każde słowo krytyki jest odzwierciedleniem jego myśli. Nie głosi pustych pochwał tylko po to by się przypodobać lub pomiziać czyjeś ego. Za to beznadziejny w dawaniu rad. Gdy ktoś o jakąś prosi nagle ma pustkę w głowie i zupełnie nie potrafi postawić się w jego miejscu, biedaczek. Jakby cała umiejętność poprawnego wysławiania prysła niczym mydlana bańka. Mimo to, chętnie pomaga, nawet jeśli prośba o pomoc nie wypowiedziana została na głos. Zawsze wydawało mu się, że jest dosyć spostrzegawczy i potrafi czytać w ludziach, więc służy uchem do wysłuchania i filiżanką herbaty.
Boi oddawać się marzeniom, nie wiedząc gdzie go zaprowadzą i wiedząc jaki ból przyniosą. Mimo to, często w myślach roztrząsa przeszłe chwile, pozwalając sobie na trochę sentymentu. Bo sentymentalny jest jak cholera. Nie przepada za zmianami i nienawidzi, gdy ktoś próbuje namówić go do zmiany nawyków lub ignoruje jego dziwnostki, wprowadzając swoje rządy. Ciężko idzie mu pójście na kompromis. To, w połączeniu z jego angielskim dystansem, skrytością i nieufnością nie robi z niego najlepszej partii na męża.
Ale robi z niego całkiem ciekawego człowieka.

Aparycja

Na początku zauważasz, że jest dosyć chudy i dosyć wysoki, a jego plecy idealnie wyprostowane. Pani Attenborough od zawsze próbowała trochę naprawić jego szczupłą sylwetkę, wmuszając w niego tony jedzenia, jednakże przyniosło to marny skutek. Wydaje się spalać wszystko co zje nim jeszcze zdąży to porządnie przetrawić. A z własnej woli nigdy nie jadał zbyt dużo i czasem wydaje się, że mógłby żywić się niemalże samą herbatą.
Taka postura nie sprawia mu siły i jeśli o to chodzi, to nie odznacza się zbytnią tężyzną. Na pewno jego prawy sierpowy nie powaliłby nikogo za pierwszym razem, więc wystrzega się bliskich starć. Zamiast tego jest zręczny i całkiem gibki. Ma długie, szczupłe, zwinne palce i dobry refleks. Prócz tego może się poszczycić zadziwiającą odpornością na ból (choć, oczywiście, i jego Cruciatus pokona).
Składa się z prostych, ostrych linii, wąskiego podbródka i intensywnych, niebieskich oczu, sprawiających wrażenie jakby patrzyły na wylot. Włosy, brązowe, z naturalną tendencją do kręcenia się, zaczesuje gładko. 
Bardzo dba o higienę, wydawałoby się że czasem wręcz przesadnie, biorąc kąpiel dwa razy dziennie - zaraz po przebudzeniu i przed pójściem spać - myjąc dłonie z niezwykłą częstością. Można uznać, że to jego mała nerwica natręctw. Mimo to, jego mieszkanie wygląda jak pobojowisko.
Ubiera się starannie, ze słabością do mugolskich koszul i kamizelek. Jedni wyglądaliby w tym jakby wciąż szli na jakieś eleganckie spotkanie, ale u niego wydaje się być to po prostu na miejscu. To jego skóra. Nie przesadza z kolorami i dodatkami, idąc w zdrowy minimalizm, podkreślający walory jego sylwetki i kryjąc jej niedoskonałości.
Nie posiada żadnych szczególnych znaków - blizn, znamion, tatuaży. Wyróżnia się jedynie jego głos, niski i melodyjny. I uwielbia go wykorzystywać, nadając swoim wypowiedziom odrobinę teatralne zabarwienie.


Biografia

Stali w niewielkim saloniku o bardzo wysokich ścianach, ciągnących się niemal nieskończenie w górę (przynajmniej tak to pamięta, ale wiele można zrzucić na karb dziecięcej wyobraźni). Tapeta była fioletowo-srebrna, w drobne kwiatowe wzory. Prócz kominka znajdował się tam regał z książkami, pusty obraz w pozłacanej ramie i fotel. Żadnego okna, tylko świetlista kula nad ich głowami, dająca przytłumiony, miękki blask.
Elaine złapała go swoją drobną rączką za jego dłoń. Miał osiem lat, przylizane włosy (i wciąż jeszcze pokryte pyłem po proszku Fiuu) i był ubrany bardzo odświętnie. Palce drugiej ręki zaciskał na obitej walizce.
- Witajcie, witajcie! - Głos starszej kobiety był ciepły. Siwe włosy, związane w luźny kok, wygodna sukienka, przyjazny uśmiech.
Skinął głową, bo miał zbyt mocno ściśnięte gardło by cokolwiek odpowiedzieć.
- Nazywam się Margareth, ty jesteś Samuel, prawda? - Przykucnęła przed nimi. Znów skinięcie głową. - A to prawdopodobnie panienka Elaine.
Dziewczyna schowała się trochę za jego placami, ale patrzyła na nią wielkimi, zaciekawionymi oczami.
- Chodźcie, zaprowadzę was na podwieczorek.

Państwo Lestrade poznali się jeszcze w Hogwarcie. Uczęszczali na ten sam rok, ona jako uczennica Ravenclaw, on Slytherinu, i już w piątej klasie zostali parą. Pobrali się zaraz po ukończeniu szkoły. Początkowo poświęcili się jedynie pracy naukowej - obydwoje gorąco interesowali się dziedziną transmutacji.
Gdy liczyli zaledwie po dwadzieścia pięć lat, na świat, zupełnie niespodziewanie, przyszedł Samuel. Nieplanowany nie oznaczało niechciany. Co prawda, skomplikowało im to zorganizowanie wyjazdu do Botswany, gdzie mieli wziąć udział w projekcie badawczym pod okiem tamtejszego naukowca. Mimo to, zabrali nowonarodzonego syna do Afryki, do Gaborone. Rodzice poświęcali się przede wszystkim pracy, pozostawiając go pod opieką niańki. Ekundayo była charłakiem i opowiadała mu bajki w języku swojego plemienia, zwanym tswana (który pamięta do tej pory).
Pięć lat później, już planowo, przyszła na świat jego siostra Elaine. Jednocześnie państwo Lestrade postanowili powrócić do rodzinnego Londynu. Zakupili odpowiednio duże mieszkanie przy ulicy Pokątnej i dalej pracowali nad swoimi naukowymi projektami. Tym razem trafiła się im całkowicie angielskojęzyczna niańką, ale Samuel zawsze uważał, że Ekundayo była dużo bardziej interesująca.
Życie toczyło się dalej. Aż do dwudziestego drugiego czerwca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego trzeciego roku. Przez tragiczną pomyłkę, pracownia państwa Lestrade wybuchnęła. Z nimi w środku. W ciągu ułamka sekundy Samuel oraz Elaine zostali sierotami. Średnio pamięta co działo się w dniach, które nastąpiły. Nie mieli żadnych bliższych, ani dalszych krewnych. Obcy ludzie przyszli po nich, spakowali rzeczy i wysłali do Magicznego Sierocińca Pani Attenborough, ukrytego w centrum Londynu.
Nie mogą źle wspominać tego okresu. Pani Attenborough była uroczą, przemiłą wdową, amerykanką. Jej mąż zmarł, gdy byli bardzo młodzi, a ona sama nie mogła mieć potomstwa, więc postanowiła zająć się takimi sierotami jak Samuel oraz Elaine. Wraz z swoją pomocnicą, Susanne, opiekowała się raptem trzynastką dzieci w wieku od dwóch do czternastu lat (w dniu w którym przybyli). Łącznie z nimi siedmiu chłopców i osiem dziewczynek. Uczyła ich wszystkiego co powinny umieć czarodziejskie dzieci. Dodatkowo nie szczędziła im wpajania informacji na temat sztuki oraz dobrego wychowania. W między czasie okazało się, że śmierć rodziców odcisnęła na nim większe piętno niż ktokolwiek się spodziewał. Koszmary, nagłe wybuchy gniewu, utraty przytomności, lunatykowanie. Kobieta nigdy nie zabrała go do specjalisty, lecz poiła specjalnym eliksirem własnego pomysłu, który łagodził objawy. Z wiekiem mijały i ataki stawały się coraz rzadsze, jednak odcisnęło to piętno w jego charakterze.
W wieku jedenastu lat poszedł do Hogwartu. Pani Attenborough odprowadziła ich (jego i inne dzieci, które także ruszały do szkoły) na Peron 9 i ¾, wręczając drobne kieszonkowe oraz prowiant na drogę. Całą podróż spędził wciśnięty pomiędzy rok starszego kolegę, a szybę pociągu. Nie mówił zbyt wiele i większość czasu spędził oglądając krajobraz za oknem. Gdy przyszło do Ceremonii Przydziału, śladem swojej matki trafił do Ravenclaw.
Nie był jednym z tych popularnych na całą szkolę uczniów. Od początku ciężko pracował na dobre stopnie. Oczywiście nie stronił od innych ludzi i jak każdy miał swoich szkolnych przyjaciół, chodził na mecze quidditcha i do Hogsmeade w weekendy. W piątej klasie został prefektem co przyjął jako wyróżnienie i sumiennie przykładał się do nowych obowiązków. Zdarzało się od czasu do czasu przymknąć na coś oko, jednak nigdy nie wykorzystywał otrzymanej władzy i przywilejów.
Hogwart ukończył jako jeden z najlepszych uczniów ze swojego rocznika. I tu pojawiło się pytanie - co robić dalej? Zdecydował się na pracę jako uzdrowiciel. Był już pełnoletni, jednak pani Attenborough pozwoliła mu jeszcze przez rok zostać w sierocińcu, nim nabierze odpowiednich uprawnień. Od razu po tym podjął pracę w Szpitalu Świętego Munga. Wynajął malutkie mieszkanko w sąsiedztwie sierocińca, w którym jeszcze na następne dwa lata pozostała Elaine, ze względu na jego niestabilność finansową. Odwiedzał ją w każdej wolnej chwili podczas wakacji, a gdy już się ustatkował - zabrał do siebie.
Po ukończeniu przez dziewczynę pełnoletności, okazało się że rodzice pozostawili im spadek, który miał zostać zrealizowany dopiero w tym momencie. On otrzymał mieszkanie na Pokątnej, ona resztę majątku, znajdującego się w skrytce w Gringottcie.
Początkowo nie chciał wierzyć w pogłoski o powrocie Voldemorta. Gdy ten został pokonany raptem przez niemowle, Samuel liczył piętnaście lat. Wtedy wydawało się to takie definitywne... Ale teraz, teraz z czasem zaczynał wierzyć. Wiedział o ludziach, którzy znikali, widział ludzi, którzy trafiali do szpitala w stanie, ujmując to delikatnie, złym. I uwierzył, a jego wrodzone poczucie sprawiedliwości nie pozwoliło mu na wyrażenie na to zgody. Postanowił dołączyć do Zakonu; w końcu każdemu przyda się uzdrowiciel.

Samuel Lestrade
Samuel Lestrade


Liczba postów : 53
Wiek : 32
Skąd : Londyn, Anglia
Zawód : uzdrowiciel

https://silencio.forumpolish.com/t3-samuel-lestrade#4

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach