Silencio
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Mathias le Brun

Go down

Mathias le Brun  Empty Mathias le Brun

Pisanie by Mathias le Brun Sro Mar 05, 2014 9:08 pm


 

Mathias le Brun

Johnny Depp




28 lat
Nokturn, Londyn
szuler, złodziej, chwyta się prac dorywczych
lis
ogień
mugolak

Usposobienie

Ludzie zazwyczaj starają się siebie wybielić, prawda? W tym przypadku zdeformowanej sylwetki człowieka pojawia się pewien problem – ów oporny osobnik robi wszystko, aby ukazać siebie światu w jak najgorszym świetle. To nie jest sąsiad, który pomoże ci nosić kartony, tylko jeśli go zmusisz lub użyjesz jakiegoś sprytnego szantażu, wówczas jednak marudzi, wyklina. Życie to nie bajka, nie dla niego, tak zresztą uważa i nie zanosi się na to, aby zmienił zdanie co do społeczeństwa. Ludzie postrzega jako potencjalnych wrogów, napastników czających się na najdelikatniejsze potknięcie. On sam czuje się jak niedołężna ofiara losu, być może tego nie dostrzega, być może tylko pozuje na dominatora swoje lęki zostawiając daleko za sobą lub dusząc w środku. Mimo to wydaje się niezwykle otwarty i szczery wręcz, taki zresztą jest, odrzuca bezpośredniością i swego rodzaju poczuciem humoru, który nieczęsto trafia do gustów. Głośny, ruchliwy, można byłoby nawet powiedzieć, że niezwykle rezolutny, gdyby ta niezwykła cecha nie sprawiała, że ciągle znajduje się w jakiś niezwykle skrajnych sytuacjach. Z jednej strony leniwy, znudzony i zgorzkniały, a z drugiej bezczynność jest dla niego marnotrawstwem. Człowiek czynu, szybko myśli, reaguje, można rzec, że narwany. A i owszem, bo także niezwykle agresywny, mściwy, choć trudno dostrzec granicę pomiędzy jego nastrojami, zwłaszcza obojętnością na kłody rzucane pod nogi przez życie a pobudzoną przez najmniejszy drobiazg wściekłością. Prawdopodobnie charyzmatyczny, wydaje się być pewny siebie, choć to z pewnością kolejny pozór, jaki stara się sprawiać. W pewien sposób ambitny, ale stara się chodzić swoimi własnymi ścieżkami. Uparty, jeśli mu na czymś zależy, jeśli bardzo – uzna zasadę „po trupach do celu”.
Aparycja

Cerę ma bladą, wydawałoby się, że wręcz chorobliwie, ktoś kiedyś śmiał nawet określić ów odcień jako „o barwie kości słoniowej”. Szczęka zarysowana, rysy regularne, można byłoby powiedzieć, że nawet zwyczajnie, niewyróżniające się, proste. Usta jako takie – nieco dziewczęce, ale ten, kto wspomni o tym na głos, dostanie od le Brun darmowy bilet w jedną stronę do piekła. Włosy czarne niczym smoła, kontrastują z jasną cerą. Najbardziej niezwykłe są oczy, bo prawie czarne, ale pod słońce można dostrzec jakieś odcienie czy ogniki brązu pomykające po matowej powierzchni tęczówki, wyrażające milion emocji na minutę, martwe a jednocześnie żywe, zimne i jednocześnie płomienne.
Jest raczej szczupły, mięśni ma tyle, ile mieć powinien, nie posiada niezwykłej potężnej budowy, ale także nie należy od ludzi chuderlawych. Nie jest najwyższy, tak można sądzić, o wzroście raczej przeciętnym. Z reguły nosi się luźno i swobodnie, nie unika czarodziejskich szat, choć uważa je za niewygodne, żywy, energiczny  takie sprawia wrażenie. Porusza się z niezwykłą pewnością siebie, jakby niczego się nie obawiał.
Biografia

Jeśli czegoś nie wiem – pytam. Ale zawsze biorę poprawkę na to, że to może być kłamstwo. W czasie tych kilku lat zrozumiałem, że na wszystko należy brać poprawkę – nawet na rzeczywistość. Pamiętam ciemne ściany, ledwo jarzące się w korytarzu światło lampy, zasłony na oknach z nieszczelnymi framugami, sztywny bordowy dywan. Jeśli znasz tylko zwiędłe i szorstkie ramiona opiekunki, nie wiesz, że istnieją jakiekolwiek inne poza nimi, dopóki ktoś cię w tym nie uświadomi. Nikt nie powiedział, że świat za oknem jest prawdziwy. Nikt nie wspomniał, że dzieci za oknem nie są iluzją. Głupota, ale w zamknięciu czasami trudno orzec co jest prawdą lub nie.
Zginęli w pożarze domu, słyszałem.
Mam wielkie szczęście, powtarzali, bo przeżyłem.
Fascynujące, że tak się cieszyli, bo sądzę, że oni potrzebowali go bardziej niż ja.
Lucy miała ładne imię, ogólnie cała była ładna. Teraz pewnie byłaby jeszcze ładniejsza. Dostała kiedyś flet, a ja lubiłem ciszę. Szkoda.
Tomy dużo rysował, szczególnie konie, rysował dużo koni. Dużo ładnych koni. Setki ładnych koni. Krew zalewa na samą myśl.
Sam nigdy nie wiązała włosów, nienawidziła ani warkoczy, ani kitek, ani koków. Ogólnie to były włosy miłe w dotyku, zawsze puszyste i długie, jasne. Nie. Do. Zniesienia.
Nigdy nie chciałem grać na flecie, tworzyć rysunków przedstawiających konie czy mieć długie blond włosy. Te pojedyncze aspekty, którymi się wyróżniali, były po prostu irytujące. Oczywiście nie przyznałbym się, że na dnie szafy w ledwie kartonowym pudełku leży flet, kredki i ołówki oraz gruby pukiel blond loków. Lubiłem zabawki, byłem kolekcjonerem… ludzkich ułomności. To nawet szczytny cel, jeśli spojrzeć na to z tej strony. Ale chyba po prostu mi się nudziło. Szukałem hobby albo coś.
 
To chyba nie był jakiś szczególnie szczęśliwy okres, dla nich. Ja przez pierwsze dziesięć lat miałem się całkiem dobrze. Z tego, że nikomu na mnie nie zależy, korzystałem do woli, bo mogłem, bo nikt nie zwracał uwagi na sieroty, nikt się nimi nie przejmował. Były wolne jak ptaki. I samotne, ale to możemy zgrabnie przemilczeć. Jak wszystko inne, lepiej udawać, że jest w porządku, niż płakać nad rozlanym mlekiem. Gdy zresztą Sam wypadła przez okno z drugiego piętra i złamała kręgosłup, nie było mi przykro. Wypadki chodzą po ludziach, tak samo jak te przeklęte pożary.
I to nie ja kilka dni wcześniej zostawiłem na jej łóżku zdechłego wypatroszonego kota.
 
Potem pojawił się pewien uprzejmy pan, był naprawdę miły, za miły. Nie lubiłem go. Trudno przyznać, żebym wtedy pałał do kogoś niezwykłą sympatią, ale to takie tam dziecięce kaprysy. Miałem lat jedenaście, kiedy jakiś wariat-nie-wariat oświadczył, że jestem czarodziejem. Żeby się jednak nad tym nie rozczulać, były łzy, śmiech, radość, smutek, wściekłość, wzruszenie. Potem poznałem jeszcze milszych panią i pana, których także nie polubiłem –niechęć wynikająca z awersji do przedstawicieli rodzaju ludzkiego. I jakby na to nie patrzeć, w końcu znajdujemy się w punkcie, który zwie się Hogwartem. Tutaj mógłbym rozpocząć dłużący się i uciążliwy monolog, ale ten czas minął szybko, nagle się skończył, ot tak. Siedem lat – po prostu, jak kilka dni. Żyłem szybko, chciałem umrzeć młodo ale nie wyszło. Zakazany Las znałem prawie jak własną kieszeń, tak mówię, ale na to co mówię należałoby jednak brać poprawkę. Myślałem, że będę czuł się jak wśród, ykhym, swoich? Tak jak wśród mugoli byłem ponad, teraz stałem poniżej. I szybko bym się o tym przekonał, gdybym był na tyle głupi, aby opowiadać historię swojego życia na prawo i lewo. Właściwie to zjawiłem się znikąd, tak powtarzam do tej pory, czasem jedno, czasem drugie, mam kilka wersji, każda inna. I w kółko, i w kółko to samo. Latem wracałem do tej uroczej kochanej rodzinki, której nie trawiłem, więc w wieku lat piętnastu spakowałem to co posiadałem, a było tego niewiele, pracę znalazłem na Nokturnie, choć wątpię, żeby nie można było znaleźć tam czegokolwiek. Jeśli chcesz to zapakują ci nawet tonowego słonia do słoika. Ale to tylko wakacje, czasem u wujków, czasem w domu, gdy w końcu zebrano ekipę gotową narazić życie, aby ściągnąć buntownika do domu.
Potem miało być lepiej, w końcu byłem szczęściarzem, przeżyłem – owszem, uwielbiałem sobie to wypominać w chwilach euforii, aby w tym ślepym szczęściu się nie rozpędzić i odpaść na ostrym zakręcie. Studia, krótki acz owocny okres, niesamowite, ile można się nauczyć w tak krótkim czasie. W końcu i tak wylądowałem tam, gdzie powinienem, a mianowicie na Nokturnie. Znów wymyśliłam kilka ciekawych historyjek, które powtarzałem w kółko, choć tylko wersja z trującym eliksirem wylanym na twarz znajomego z zajęć jest prawdziwa. W końcu wypadki chodzą po ludziach, tak samo jak te przeklęte pożary.
 
Nie będę już udawał, przynajmniej nie przed sobą, to takie okrutne: oszukiwać samego siebie, że jest się kimś innym. Czasem jednak warto uwierzyć we własne kłamstwa, wtedy opowiada się je z większym przekonaniem i wiarygodnością.
Aby być dobrym kłamcą, trzeba mieć wybitną pamięć.
Aby być dobrym graczem, trzeba mieć po prostu szczęście.
A ja je mam, tak słyszałem, i teraz wiem, że lepiej pozostać w padole niż piąć się wyżej, bo zawsze potem można spaść.  A upadek jest bardziej bolesny niż świadomość, że istnieją wyższe, bo w końcu czego się nie skosztowało, za tym nie będzie tęsknoty..


Mathias le Brun
Mathias le Brun


Liczba postów : 8
Wiek : 28 lat
Poparcie : Neutralne

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach