Silencio
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Nicole Kendith

Go down

Nicole Kendith Empty Nicole Kendith

Pisanie by Nicole Kendith Sro Mar 05, 2014 8:48 pm


 

Nicole 'Nici' Kendith

Lauren Cohan




25
Londyn
Opiekun hipogryfów
Ryś
Jej ojciec
3/4

Usposobienie

- Zatem, opowiedz mi o sobie.
- Nie rozumiem czemu znowu to wałkujemy. Ile razy jeszcze zadasz mi to pytanie?
- Tyle ile będzie trzeba, Nicole. Tyle raz aż w końcu nauczysz się mówić otwarcie, o swoich uczuciach, zainteresowaniach, potrzebach. O tym jaka naprawdę jesteś.
- Ludzi nie interesuje prawda. Kłamstwo jest dla nich o wiele łatwiejsze do zniesienia.
- Kłamstwo jest czymś naturalnym, jednak nie może nas zdominować. Słońce, nie możesz sama sobie podcinać skrzydeł.
- Na co mi takie skrzydła? Zresztą, dobrze wiesz, że rzeczywistość i tak nie pozwala na latać.
- Nicky...
- Nie mów tak do mnie, nie przepadam za tym skrótem.
...Proszę.
- Dobrze, Nici...?
- Yhm.
- Nici, wiele od Ciebie zależy. Naprawdę. Zatem nie pozwól zamknąć się w tym ciemnym pomieszczeniu, nie pozwól by zgasło światło.
- ...Opowiesz mi o sobie?
- Och... Dobra. Unikająca ludzi, z przejawami socjopatii, miłośniczka zwierząt, nie zdolna do nawiązania trwalszej międzyludzkiej relacji. Oto ja, zadowolona?
- Wiesz, że to nie prawda.
- Niby dlaczego?
- Podczas naszych rozmów nawiązałaś relację. I to sama, bez inicjatywy z mojej strony.
- To zupełnie inna sytuacja.
- Och, nie mogę zaprzeczyć. W końcu, tutaj, sama rzucałam Ci jeszcze kłody pod nogi.
- Jesteś podła!
- I proszę, widzisz, ten uśmiech, ten błysk w oczach! Słońce, podbiłabyś świat, gdybyś tylko pozwoliła sobie na to częściej. To jesteś prawdziwa ty, ta rozświetlona buzia odkrywa więcej prawdy niż jesteś w stanie sobie wyobrazić.
Więc, Nicole, opowiedz mi o sobie. O swoim charakterze. Ale, nie o tym który pokazujesz światu, o tym który ukrywasz, który jest esencją twojej osoby.
- Śmiało, mów.
- Kocham zwierzęta. Za ich szczerość, za prawdę w spojrzeniu, za bezkompromisowe przyjęcie mnie takiej jaką jestem. Nigdy nie krytykują, nie wydają pochopnych opinii. A ja staram się postępować tak samo. Uczę się od nich, wiesz? Uczę się jak patrzeć, cały czas, jak dostrzec to co inni starają się ukryć.
...właśnie odkryłam, że jestem hipokrytką, wiesz? W końcu... Sama ukrywam siebie, a innych staram się rozgryźć...
Mniejsza o to. Jeszcze to przemyślę.
Nienawidzę samotności, boję się tego, że w przyszłości znajdę się w sytuacji, w której nie będzie już nikogo u mojego boku. A jednak, paradoksalnie, odpycham od siebie ludzi. Nie wszystkich, to fakt, raczej tych, którzy się zbytnio zbliżyli. To takie sprzężenie zwrotne. Odpycham od siebie ludzi, bo nie chcę w przyszłości cierpieć z powodu ich utraty. Jednocześnie czuję się zagubiona, bo tak bardzo brakuje mi kogoś bliskiego...
Rozumiesz o co mi chodzi?
- Myślę, że tak.
- Ech... Chociaż ty. Ja sama nie mam pojęcia czemu się tak zachowuje. Znaczy... Wiem, że wszystko ma źródło w TYM wydarzeniu, jednak... Tyle razy obiecałam sobie, że to zmienię. Bo chcę zmienić. Chcę bardziej się otworzyć, chcę odzyskać moje dawne, pełne energii i entuzjazmu 'ja'. A jednocześnie tak się tego boję. Jakby widmo porażki wisiało nade mną cały czas. Tak jakby... uciekając przed czymś sama zapędzam się właśnie w inne oblicze najgorszego.
- Masz w sobie wystarczająco siły by to zmienić.
- Sądzisz? Sama, chwilami, czuje się strasznie słaba. Coś wewnątrz mnie wije się i krzyczy, karze mi podkulić ogon i uciekać. Czasami mam straszną ochotę posłuchać tego głosu...
Nie ważne, zbaczam z tematu. Hmmm... Wiesz, że wierzę w miłość? Wbrew temu co mówię i okazuję. Wierzę i, w zasadzie, jej pragnę. I, gdzieś w głębi, jestem chyba romantyczką. Coś z dawnych lat nadal potrafi poruszyć mi serce. Nie potrafię jeszcze tego sprecyzować, nie do końca, ale jednak... I, wiesz, mam wrażenie, że byłabym naprawdę wierna. I oddana. Nie umiem sobie wyobrazić, by, w takiej sytuacji, gdy już kogoś do siebie dopuszczam, trwać obojętnie. Przecież, miłość jest takim gwałtownym i żywym uczuciem!
- Powiedź coś.
- Nicole... Jestem z Ciebie naprawdę dumna.
- May... Boże, cholera, co ja powiedziałam..? Czemu płaczesz?
- Po prostu mnie wzruszyłaś. Wiesz, że jeszcze miesiąc temu nie potrafiłabyś tego powiedzieć? Siedziałaś wtedy taka zamknięta w sobie, patrząc na mnie gniewnie, jakby chcąc mi udowodnić, że wcale nie masz zamiaru nagiąć się do reguł.
- Och.. Naprawdę?
Dziękuję, May.
 
Aparycja

- Dzisiaj pójdziemy o krok do przodu.
- To brzmi trochę przerażająco.
- Skarbie, robisz postępy, nie mogę ciągle prosić Cię o to samo.
- Wiem.
Co mam zrobić?
- Stań przed tym lustrem.
- I?
- Dam Ci chwilę, przyjrzyj się uważnie temu co widzisz. ...och, Nici, nie kręć nosem, zaraz wszystko Ci wytłumaczę. Tym czasem... Patrz.
- Jesteś gotowa?
- Ale na co?
- Chciałabym żebyś dzisiaj spojrzała na siebie obiektywnie. Żebyś spróbowała ocenić to co widzisz, nie angażując w to żadnych dawnych emocji, odsuwając na bok wyrobioną przez lata opinię o samej sobie. Tak jakby odbicie w lustrze nie było tobą, jakbyś stała przed zupełnie inną osobą. Jakbyś widziała ją po raz pierwszy.
- To głup... Ech, czemu mam to robić?
- Nicole, lata temu zamknęłaś się w swoim świecie, wyrobiłaś sobie przeświadczenie o tym, jak mało znaczy twoje zdanie.
- To nie tak...
- Więc jak? Słońce, powiedz mi, dlaczego młoda kobieta tak bardzo nie docenia siebie? Dlaczego ucieka, gdy...
- Jestem niska! Mam, na oko, koło pięciu stóp z hakiem. Pięć i trzy dziesiąte? Nie wiem, może więcej, może mniej, ale na pewno coś koło tego. Mam ciemne włosy, brązowe, choć... hmm... Mają naleciałości blondu. Hmm...
- Spokojnie, dobrze sobie radzisz.
- Szare oczy o dość smutnym spojrzeniu. Między brwiami delikatna zmarszczka. Wyglądam na osobę, która ciągle się czymś martwi...
- Jestem smukła. Dość delikatnie zbudowana. Mam małe dłonie. Trochę się garbię. ...nie wiem co więcej mówić.
- Spójrz na siebie jeszcze raz, uważnie. Co rzuciłoby Ci się w oczy, gdybyś zobaczyła taką osobę na ulicy?
- Chyba postawa..? To jak to się wszystko łączy, lekko zgarbione ramiona, zmartwione spojrzenie, palce zakrzywione, jakbym w każdej chwili mogła zacisnąć je w pięść. ...zawsze tak robię? Muszę je trochę rozluźnić.
- Lubię luźne ciuchy. Znaczy... na pewno to bym stwierdziła widząc samą siebie na ulicy. Zwiewna bluzka, luźne spodnie z materiału. Wyglądam na osobę, która nie pogardziłabym bojówkami. Chociaż... moje buty by nie pasowały do takich spodni. Więc... to coś na kształtu elegancji połączonej z luzem, buty na delikatnym obcasie, skromnie wyglądające. To aż dziwne, że nie mam na sobie spodni w kant.
- Coś jeszcze?
- Mam krótkie włosy, nie jakoś strasznie, ale jednak. Trochę roztrzepane, jednak trzymają się one ładu. Wyglądają jakbym, czasem, układała je przeczesując je palcami.
To chyba wszystko...
- Ładnie, dobrze sobie poradziłaś, naprawdę. Na dzisiaj skończymy.
 
Biografia

- To dzisiaj, prawda?
- O ile jesteś gotowa.
- Nigdy nie będę na to gotowa, ale... Chyba wystarczająco długo nad tym pracowałyśmy.
- Nicole, zrobiłaś niesamowite postępy przez te miesiące.
- Wiem.
- To dobrze.  Powiedz mi, co teraz czujesz?
- Strach. Zimną gulę w gardle, która utrudnia mi teraz spokojne oddychanie. Serce mi strasznie galopuje, mam ochotę uciec, ale... z drugiej strony...
- Tak?
- Jestem podekscytowana. Dziś rano wstałam i po raz pierwszy stwierdziłam, że oto może trafiła się okazja na prawdziwe zmierzenie się z moją przeszłością. Po raz pierwszy od lat uwierzyłam, że mam szansę wygrać walkę z tym co mnie wykańcza od początku. Wiesz, że nigdy, odkąd tamto się wydarzyło, nie rozmawiałam o tym z nikim?
- Dasz sobie radę.
- Postaram się.
...czy mogę zacząć od samego początku?
- Oczywiście, jeśli tylko dzięki temu będzie ci łatwiej.
- Dobrze...
Nazywam się Nicole Kendith. Urodziłam się w Londynie, w roku 1972. Byłam pierwszym dzieckiem Emilly i Michaela, młodej, kochającej się pary.
Wychowałam się na obrzeżach miasta, od małego mając w życiu naprawdę łatwo. Rodzice mnie kochali, dbali o moje bezpieczeństwo, o zaspokajanie moich potrzeb. Nie wiem jakim cudem nie stałam się wtedy rozkapryszonym bachorem, w końcu matka spełniała każdą moją zachciankę. Naprawdę, chwilami mam wrażenie, że gdybym zażyczyła sobie hipogryfa zrobiłaby wszystko bym go dostała... Ja jednak chciałam tylko kota. I szczura.
Umiesz to sobie wyobrazić? To był sielski widoczek, kotka zwinięty w kłębek na poduszce u mnie na łóżku i szczur, potężny, czarny samiec, śpiący, wtulony w jej brzuch, jakby była jego matką. Obydwa zwierzaki równie kochane, obydwa równie silnie łamiące wszelkie stereotypy. Były pieszczochami, żądały ciągłej uwagi. Nie dążyły ani do samotności, ani do utrzymania silnej niezależności. Je chyba najlepiej pamiętam z tego okresu. Od nich nauczyłam się pierwszej ważnej rzeczy w życiu, nie wierzenia w stereotypy.
Moi rodzice bardzo się cieszyli, bo naprawdę szybko pojawiły się u mnie pierwsze oznaki świadczące o moim talencie magicznym. Miałam być czarodziejem. Wiesz, ojciec trochę się obawiał, bo dziecko jego znajomych urodziło się charłakiem. Co prawda nie odrzuciłby mnie, gdyby i mnie coś takiego się przytrafiło, jednak... nie chciał tego.
To mama głównie dbała o moje wychowanie. Ojciec był zbyt zapracowany. Pracował w departamencie obrony przed czarną magią, wiesz? Niezwykła ironia, jak na moje... Częstokroć znikał na całe dnie, jednak mama o nic go nie podejrzewała. W końcu, to były ciężkie czasy, Ten Którego Imienia Nie Można Wymawiać krążył po świecie i polował. Mama była przekonana, że ojciec walczy w imię wolności, była z niego dumna. Chciała bym i ja, kiedyś, była tak odważna jak on. "Twój ojciec osiągnie wiele w swoim życiu" mówiła - "Jest człowiekiem jakich trudno znaleźć w dzisiejszych czasach. Kochający, odważny, wierzący w ideały".
Cholera, czemu obydwie byłyśmy takie ślepe?! ...przepraszam, daj mi chwilę.
- Nici... możemy przerwać jeśli chcesz.
- Nie, nie! Naprawdę, nie chcę. Obiecałam sobie, że dzisiaj dam radę, że w końcu...
- Rozumiem, spokojnie.
Płacz jeśli potrzebujesz.
- Nie wiem jak to się stało. Nie wiem w jaki sposób mama odkryła, że ojciec nie jest tym za kogo się podaje. Byłam wtedy na zewnątrz, bawiłam się z kotem na podwórku. Szczur siedział na moim ramieniu i mnie pilnował. A przynajmniej tak wtedy sobie mówiłam.
Do domu ściągnęły mnie podniesione głosy rodziców. Mama... Moja kochana, cierpliwa, delikatna mama... Ona krzyczała. Po raz pierwszy w życiu słyszałam jak podniosła głos. Przestraszyłam się. Nie rozumiałam co się dzieje. Nie wiedziałam czemu tata wymachuje różdżką, czemu mama płacze i krzyczy. Skuliłam sie w kącie zbyt przestraszona żeby uciec. I wtedy...
- Nicole, Skarbie..?
- Dam radę!
...I wtedy ojciec się do niej zbliżył. Złapał mamę za ramiona, potrząsnął nią. Mama się szarpnęła, była przerażona, spróbowała się wyrwać. Gdyby nie trzymał ją z takim uporem... Może wtedy nie straciłaby równowagi. Może by się nie przewróciła.
A ja byłam tam i nie potrafiłam jej pomóc. Nie potrafiłam, rozumiesz? Widziałam tylko jej oczy, z których życie uciekło na chwilę po uderzeniu skronią o kant szafki. Widziałam to i nie potrafiłam się ruszyć. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Sprawdzić co z nią jest. Po prostu kuliłam się, tuląc do siebie szczura. Prawie udusiłam wtedy Ząbka. Nie potrafiłam się zdobyć na to by spojrzeć na ojca. Nie wiedziałam co robić. Nie potrafiłam nawet płakać. Ja...
- Wypłacz się, Nici. Łzy nie są niczym złym.
- Nigdy więcej go nie widziałam. Tamtego dnia po prostu... uciekł. Zostawił mnie i mamę. A ja się nie ruszyłam. Spędziłam noc w tym kącie, nie odrywając wzroku od jej ciała, pod nosem ciągle ją wołając. Liczyłam... liczyłam, że to jakiś koszmar. Że coś źle zrozumiałam. Że zaraz się obudzi, że wszystko będzie dobrze...
Następnego ranka tak znalazła mnie babcia. Mnie i swoją córkę. Zabrała mnie do domu. Nie zabroniła mi nawet wziąć ze sobą Ząbka, a przecież tak bardzo sie go bała. Maise też nas znalazła, poszła za mną do centrum miasta, choć zawsze bała się większego ruchu, hałasu na ulicach.
Te zwierzęta stały się dla mnie jedynymi przyjaciółmi. Od tamtej pory nie chciałam rozmawiać z żadnym innym dzieckiem, rzadko rozmawiałam z dziadkami. Miałam ledwo osiem lat, ale dla świata stałam się martwa. Dziadkowie bardzo się martwili. Na początku starali się, bardzo, pomóc mi, wyciągnąć mnie z tego. W końcu się poddali. Dbali jednak o to bym zawsze miała przy sobie jakieś zwierzę. Wiesz, rok po przeprowadzce kotka wpadła pod samochód. Jeszcze tego samego dnia w mieszkaniu pojawiła się inna. Młodziutka, mała, delikatna. Dziadek znalazł ją na ulicy. To mnie poruszyło, mimo iż rozpaczałam po utracie Maise zajęłam się tym maleństwem. W końcu było tak podobne do mnie. Bez matki, bez ojca. Rok później odszedł Ząbek, zmarł ze starości. To była ostatnia istota, która wiązała mnie ze starym życiem. Po Ząbku pojawiła się Camy. Ale ona nie była już aż takim pieszczochem. Jednak... nigdy mnie nie opuściła.
O tym, że mój ojciec był Śmierciożerą dowiedziałam się na miesiąc przed wyjazdem do Hogwartu. Dziadkowie nie chcieli bym usłyszała to z ust innych uczniów. Wystarczył już fakt, iż patrzyli na mnie ostrożnie. Jakby mi nie ufali.
Nie wiedzieli, że nie ma nikogo, kto by bardziej nienawidził mojego ojca, ode mnie.
Swoją drogą, słuch o nim zaginął. Kiedy Sam Wiesz Kto został odsunięty z areny przez Harry'ego z radaru zniknął także Michael Kendith. Nie wiem gdzie teraz jest...
Lata spędzone w szkole nie były niczym szczególnym. Przez pierwsze dwa nie nawiązałam żadnej bliższej znajomości. Dopiero później, podczas opieki nad magicznymi stworzeniami, udało mi się złapać kontakt z paroma osobami. Tylko z tymi, które tak jak ja kochały te stworzenia, ale... dzisiaj myślę, że to było naprawdę wiele. Więcej niż mogłabym się po sobie wtedy spodziewać.
Zaprzyjaźniłam się z kimś. Nie z mojej inicjatywy, ja po prostu stałam na uboczu a oni naciskali. Dzięki nim inni przestali patrzeć na mnie jak na odrzutka, istotę, jedynie z powodu niezrozumiałego błędu, wciśniętej w szeregi Puchonów.
A i tak nigdy nie dopuściłam ich do siebie, nie tak naprawdę.
Straciłam z nimi kontakt na jakiś czas po ukończeniu szkoły. Każdy poszedł w swoją stronę, ja dowiedziałam się, że w zoo potrzebują pracowników, więc... zgłosiłam się. Przyjęli mnie, a ja, od tamtej pory, większość czasu poświęciłam hipogryfom. To naprawdę cudowne stworzenia, ludzie ich nie doceniają. Majestatyczne, wierne, oddane. Chciałam jak najszybciej zarobić pieniądze, usamodzielnić się, by przestać być ciężarem dla dziadków.
Udało mi się to dopiero po trzech latach, uzbierałam na tyle pieniędzy by kupić mieszkanie na uboczu Londynu. Do tej pory tam mieszkam.
- Z kotem i szczurem?
- Z kotem i szczurem.
- Nicole, zrobiłaś naprawdę wiele.
- Chyba masz rację...
- Dużo osiągnęłaś przychodząc tutaj. Otworzyłaś się, przełamałaś. Opowiedziałaś mi o sobie, wszystko, o swoim charakterze, o swoim wyglądzie, w końcu... swoją historię. Jak się z tym czujesz?
- Nie wiem, May. Chyba dobrze... Ale, wiesz, że to nie zmieni mojego podejścia? To nie oznacza, że zacznę się otwierać przed innymi, że zacznę lgnąć do ludzi, ufać im.
- Wiem, ale zrobiłaś wielki postęp tutaj. A to jest pierwszy krok by tam uzyskać to samo.
- Może kiedyś...
- Dasz sobie radę, zobaczysz. A, tym czasem, uważam nasze spotkania za skończone. Już nie będziesz mnie potrzebować, nie w tym sensie.
- May...
- Jeśli będziesz mnie potrzebować dasz mi znać na jakimś spotkaniu Zakonu. Wtedy porozmawiamy jeszcze raz. Jednak, teraz... Nici, teraz twoją kolejną próbą będzie stawienie czoła rzeczywistości.
- Nie wiem czy temu podołam.
- Podołasz! I... Nicole.
- Tak?
- Obiecaj mi, że dopuścisz do siebie kogoś. Jeśli poznasz jakąś osobę, która będzie chciała się do ciebie zbliżyć, pozwól jej na to. Chociaż tyle, jedną osobę.
- Mogę spróbować.
- Zatem, powodzenia Słońce.

 
Nicole Kendith
Nicole Kendith


Liczba postów : 22
Wiek : 25
Skąd : Londyn
Zawód : Opiekun hipogryfów
Poparcie : Zakon Feniksa

https://silencio.forumpolish.com/t231-nicole-kendith#389

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach