Silencio
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Pandora White

Go down

Pandora White Empty Pandora White

Pisanie by Pandora White Sro Mar 05, 2014 3:22 pm




Pandora White

Alina Kovalenko




26
pochodzi z Glasgow, pracuje w  Galway, a na chwilę obecną odwiedza brata w Londynie
badacz magicznych stworzeń z specjalizacją w dziedzinie hodowli smoków
ryś
wielka rosiczka
czysta

Usposobienie

Drogi braciszku... To dziwnie brzmi w moich ustach, nigdy tak do ciebie nie mówiłam. Nigdy nie byliśmy normalnym rodzeństwem. Oboje zbyt pyszni by dostrzegać swoje słabości, by zauważać nasze wady. Na szczęście ja zaczęłam z tego wyrastać. Nie mówię, że nagle stałam się miłosierna, nadal częściej niszczę niż tworzę, a w momentach gdy się nie wyśpię to jestem Wielką Pandą Niszczycielką Światów.
Przejdźmy jednak do sedna. Wiem, że uważasz, mnie za tchórza. Cóż przynależność do Ślizgonów zobowiązuje. Jednak musisz zrozumieć, że nie mogłam zostać w Londynie. Cały ten otaczający mnie świat, zaczął mnie dusić. Miałam wrażenie, że jeśli nie wpadnę pod mugolski samochód to sama podetnę sobie żyły. Nie mów mi, żebym tego nie zrobiła, doskonale wiesz tak jak i ja, że zawsze miałam skłonności nie tyle co masochistyczne co do autodestrukcji. Kiedy zobaczyłam go w tedy na Pokątnej nie wytrzymałam, cudem był fakt, że dostałam ten list. Nie wiem kto w nim majstrował, nie zdziwiłabym się gdybyś to był ty. Jednak list z zapytanie profesora Creswella czy zechcę przyjechać na ten kurs do Irlandii przytrzymał mnie przy życiu. Spakowałam się w mgnieniu oka i już miałam pędzić zdobyć jakiś świstoklik, gdy przypomniałam sobie o tych wszystkich książkach w moim starym pokoju. Kierowana jakaś dziwną siłą poszłam tam wtedy. Byłeś tam, spóźniłeś się. W sumie i tak byś nie zdążył. Nawet gdybyś przyszedł wcześniej to ja bym zniknęła. Nie dając ci szansy na zatrzymanie mnie i porozmawianie. Było za późno.
Wszystko jest w porządku, żyje i mam się dobrze, smoki nie są takie straszne jak Ci się wydaje. Postaram się pisać częściej, jednak nic nie obiecuję.
Zawsze najukochańsza Siostra Pandora.

13 kwietnia 1992

Kochany braciszku... Ten wstęp znowu jakoś dziwnie brzmi, jednak nie mogłam się powstrzymać. Chyba nigdy nie okazywałam ci wcześniej tyle uczuć, ale żeby nie było sam nigdy nie byłeś lepszy.
Wszystko jest w porządku. Już wróciłam do dawnej formy. Tamten hipogryf tylko mnie drasnął, no i złamał mi rękę, i kilka żeber, miałam też ładne limo pod okiem, koledzy mówili, że podkreśla ich zieleń, może mają rację ale czego się nie robi w imię nauki. Wiesz, że moje umiejętności w poruszaniu się nigdy nie były najlepsze, to teraz są jeszcze gorsze. Moja wewnętrzna łamaga popchnęła kamyk, który wzburzy Pióropuszkę, która uznała, bardzo trafnie zresztą, że to ja jestem mu winna. Okazało się, że jednak nie jestem szybsza od hipogryfa. Tyle nowego doświadczenia.
Twoja, nadal w jednym kawałku Pandora.
18 Października 1994

Kij z powitaniami. Skończyłam, dostałam dyplom, właśnie czytasz list nowej badaczki (jak to beznadziejnie brzmi) magicznych stworzeń. Piszę do ciebie w przypływie wielkiej radości i nagłego powiększenia się mojego ego. Mam ochotę krzyczeć, że cały świat należy teraz do mnie, ale chyba się powstrzymam.
Z serii dobrych wieści to mam jeszcze jedną, nie wracam na razie do Londynu. Wiem to lepsza wiadomość dla mnie niż dla ciebie, ale chciałam się pochwalić. Może przyjadę na święta. Dawno nie jadłam twojego świątecznego puddingu, nadal trzeba go zeskrobywać ze wszystkich ścian kuchni. Mam nadzieję, że już poprawiłeś swoje zdolności kulinarne.
Twoja nieobecna, acz kochająca Siostra Pandora.
3 Września 1996
Dostałam twój list, kiedy zamierzałeś mi o tym napisać. Według daty w proroku, to wiedziałeś o tym od dwóch lat. Dobra wiem, że nie interesuję się polityką, ale cholera coś takiego mógłbyś mi jednak powiedzieć. Uprzedzając twoje błagania o to, żebym nie ruszała tyłka z tego szanownego zadupia na jakim jestem, mówię, że nie ma takiej możliwości. Za godzinę mam świstoklik z Dublina.
Twoja zdenerwowana jak diabli Siostra Pandora
29 Sierpnia 1997
Aparycja

W kolejce po odbiór świstokliku stała ruda dziewczyna. Niska, drobna, na oko nie wydawała się być starsza niż dwadzieścia, może dwadzieścia jeden lat. Zielone oczy zasłaniały jej okulary w czarnych oprawkach, były puste, w zamyśleniu przypatrywały się plecom stojącej przed nią postaci jakiegoś czarnoskórego młodzieńca, chłopaka. Na twarzy nie malowały się żadne emocje. Całe jej zdenerwowanie i rosnący niepokój widoczny był w jej dłoniach, które na przemian zaciskała i luzowała na uchu wielkiego kufra. Ubrana była w czarne spodnie, trampki, które miały rozwiązane sznurowadła, a jedno było przydeptane przez chłopaka z przodu, koszulka z napisem "całe życie z kretynami" była wymięta i widać, było, że nakładana w biegu i przy dużym zdenerwowaniu, gdyż, napis ten był z tyłu. Dziewczynie nie wydawało się to jednak przeszkadzać. Słysząc głos proszący o przesuniecie się w kolejce. Zmarszczyła swój mały nosek i zanim chłopak przed nią zdążył zrobić krok, to ona się poruszyła i dzięki rozwiązanej sznurówce poleciała na niego jak długa.

Biografia

Wróciłam do domu. Nie jestem wam w stanie powiedzieć po co to zrobiłam, nie wiem czy kiedykolwiek zrozumiem jaka siła mną wtedy kierowała. Jednak, pojawiłam się tam. Wtargnęłam do domu jak burza. Chłodne, styczniowe powietrze, razem ze mną zaczęło penetrować wszystkie zakamarki mieszkania. Kurz niczym młode ptaki wzniósł się w powietrze, by po chwili opaść. Pierwszy raz było tutaj tak cicho, a może tylko mi się wydawało. Ściany nadal powtarzały kłótnie rodziców, jednak było to już tylko ciche echo, ostatni haust powietrza, konającego domostwa. Na chwiejnych nogach ruszyłam w stronę schodów. Niespodziewanie napadło mnie zbyt wiele wątpliwości. Czy aby na pewno powinnam tu być? Powoli, jakbym w jednej chwili zapomniała jak się chodzi, robiłam kolejne kroki. Stare drewniany stopień zatrzeszczały nieprzyjemnie. Matka często narzekała na stare schody i krzyczała na ojca by w końcu zrobił z nimi porządek jakimś zaklęciem. Nigdy nic z tym nie zrobił, upierając się, iż są one duszą tego miejsca. Jeden kpiący uśmieszek, twarze rodziców przed oczami i kolejna chwila zawahania. Jednak szybko uciekła. Stąpałam dalej,  niepewnie, wsłuchując się w pieśni zapomnianego domostwa. Każdy budynek śpiewał swoje własne pieśni. Utwory nie naoliwionych zawiasów, trzeszczące sprężyny w materacach i starych burkliwych kocurów. W naszym słychać było luźne deski na schodach, nieszczelne okna i gwiżdżący przez nie wiatr. Pamiętam, że na świata w domu zawsze było zimno, nie ważne ile napakowaliśmy drewna do kominka, nigdy nie dało się tu wytrzymać bez przynajmniej trzech swetrów. Wzięłam głęboki oddech i wgramoliłam się na górę. Mimowolnie nogi pokierowały mnie w stronę mojego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło. Na ścianach nadal wisiały plakaty moich ulubionych zespołów muzycznych, miliony książek walały się po podłodze zaginając strony i wyginając okładki, całe biurko było zawalone jakimiś bohomazami z czasów kiedy jeszcze chciało mi się rysować. Z pięknych czasów kiedy moimi największym problemem był brak kasy koncert. Cudowne, niewymagające myślenia czasy. Minęły jakby były tylko snem, burzliwym życiem, wyniosłego motyla. Brudne szyby nie wpuszczały do pomieszczenia światła, przez co panował tu mrok. Ten sam mrok otaczał moje serce zabierając nadzieje na światłą przyszłość. Czy mądrość może żyć bez nadziei? Czy ktoś inteligentny, może być również tak głupi? Ile sprzeczności jest wstanie pomieścić jednostka? Jak widać może być tego bardzo dużo. Tak wiele, że człowiek zaczyna się gubić we własnej osobie. Rozejrzałam się po pokoju, w moich zielonych oczach malowała się melancholia, każda rzecz przypominała mi przeszłość. Przeszłość, samozwańczej buntowniczki, która myślała, że niejedzeniem mięsa może zmienić świat, że jeśli pójdzie na koncert i razem ze wszystkimi zacznie wzywać do pokoju to tak się stanie. Nie zmieniłam się jakoś bardzo, odkryłam jedynie, że pieniądz włada światem, a jeśli nie masz kasy to twoją ostatnią szansą na walkę ze wszystkim jest moc. Wielka siła i równie mocni sojusznicy, którzy pomogą ci wprowadzić swoje prawa. No i oczywiście brak moralności, żelazne nerwy i umiejętność zabicia kogoś tylko z tego powodu, że oddycha. Nie jesteś taka. Mruknął jakiś cichy, niewyraźny głosik w mojej głowie. Czy ja naprawdę taka nie jestem, a może staram się tylko tak sobie wmówić by udowodnić sobie, że nie jestem tak złym człowiekiem za jakiego wszyscy mnie uważają. Westchnęłam cicho odrywając wzrok od plakatu nawołującego do nie jedzenia mięsa. Ta teoria upadła, równie szybko jak się pojawiła. Nigdy długo nie potrafiłam wytrzymać w jednym pomyśle, one wszystkie, to znikają, to pojawiają się na nowo, jednak nigdy nie żyją wystarczająco długo by coś naprawdę zmienić w moim życiu.
Nagle mimowolnie moje spojrzenie spoczęło na półce i dwóch ruchomych fotografiach na niej. Na pierwszej były dwie dziewczyny. Dwie zwykłe uczennice. Pamiętałam dzień kiedy powstało to zdjęcie. Ale przecież było to całe wieki temu. A przecież to tylko trzy lata. Trzy lata, od kiedy ten okres wydaje się tak dłużyć. Może od momentu gdy wszystko wywaliło się do góry nogami i stało się inne niż być powinno. Jednak zanurzyłam się cała w moim małym wspomnieniu. Ostatnim normalnym, a może tylko mi się tak wydawało.
–Panda choć szybciej. Tom obiecał, że zrobi nam jedno zdjęcie swoim nowym fotoaparatem.- Krzyknęłam w moją stronę wysoka blondynka. Na twarzy w kształcie serca miała wielki uśmiech, jej piękne niebieskie oczy uśmiechały się do mnie jakby widziała we mnie co najmniej ósmy cud świata. Zawsze byłyśmy tylko my kontra reszta świata. We włosach miała niezapominajkę, która ładnie wyglądała razem z jej niebieskim mundurkiem Ravenclawu.
Lekko zirytowana maszerowałam w jej stronę. Nie lubiłam gdy ktoś mi robił zdjęcia, a że ostatnio w śród uczniów bardzo modne były magiczne aparaty, co chwilę pojawiał się ktoś pragnący uwiecznić mnie na jednym ze zdjęć. W takich chwilach zawsze zastanawiałam się czy przypadkiem nie jestem jakąś pandą w zoo, z którą każdy chciałby mieć zdjęcie. Naszym tłem miał być zamek. Am twierdziła, że skoro kończymy szkołę za dwa dni musimy mieć po niej jakąś pamiątkę, nawet tak nie trwałą jak zdjęcie. Po kilku godzinach błagań w końcu zgodziłam się, nawet włożyłam czysty mundurek by po latach nie musiała mi wypominać plam ze śniadania na środku spódnicy, albo czegoś równie błahego. Stanęłyśmy i zdjęcie zostało zrobione. Aż dziw, że coś co może przetrwać tak długo było tworzone przez tak krótką chwilę. Spojrzałam na nie, cóż mogło być gorzej. Moja ruda szopa, nie była taka ruda (może była to zasługa tego, że zdjęcie było czarno białe) ale nos wydawał mi się być jeszcze bardziej zadarty niż zwykle. Oczy miałam lekko podkrążone gdyż przez ostatnie kilka nocy jak głupia wkuwałam na pamięć informacje przed egzaminami końcowymi. Miałam nadzieje dostać się do Rumunii na wydział opieki i hodowli smoków, więc harowałam dzień i noc by zdać odpowiednio wysoko testy i dostać się na stypendium.
Nie udało mi się dostać na to cholerne stypendium. Dlatego musiałam zostać w tej głupiej, zimnej i ponurej Anglii i pracować w Esach i Floresach, by odłożyć jakieś pieniądze na studia. Głupie Zielarstwo, ze wszystkich innych przedmiotów dostałam Wybitne i Powyżej Oczekiwań, a z tego tylko zadowalające. Aż człowieka szlak trafia. Chociaż w sumie czego się spodziewałam, że uda mi się spełnić marzenia, wyrwę się stąd i świat o mnie zapomni. Nie ma tak dobrze. Każdy ma to na co zasłużył, a ty zła istotko musisz cierpieć. Dlatego świat zabrał Ci Am. Umarła bo ty się spóźniłaś. Bo malowałaś ten cholerny obraz, może gdybyś choć przez chwilę miała głowę na ziemi, to nic złego by się nie stało?
Stojąc tak bałam się spojrzeć na fotografię obok. Wiedziałam kogo tam zobaczę i bałam się tego spojrzenia. Jakoś nigdy nie wiedziałam, że ze mnie w zasadzie jest tak wielki tchórz. Zawsze uwarzyłam się, za odważną istotkę, a może to porostu była głupota. No bo jak inaczej można nazwać ukrycie się po drugiej stronie parapetu w ucieczce przed starszymi Puchonami, których przez przypadek oblałam kisielem. No cóż na pewno najmądrzejsze to to nie było. No cóż na pewno najmądrzejsze to, to nie było. To naprawdę nie moja wina, że jestem taką sierotą. Chyba jestem jedną z niewielu osób na tej planecie, dla których nie potknięcie się o własne nogi jest nie małym wyczynem.
Nagle usłyszałam na dole jakiś szmer. Rozejrzałam się niepewnie po pokoju. Szybkim ruchem wrzuciłam do torby przewieszonej przez ramię obie ramki, trzy książki leżące najbliżej mnie na podłodze. Szybkim ruchem różdżki otworzyłam okno i wskoczyłam na gałąź dębu rosnącego tuż przy moim oknie. W wakacje zawsze ten sposób wymykałam się wieczorami z mojego pokoju.


Pandora White
Pandora White


Liczba postów : 11
Wiek : 26
Skąd : Szkocja
Zawód : Badacz magicznych stworzeń
Poparcie : neutralna

https://silencio.forumpolish.com/t217-pandora-white

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach