Silencio
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Ellard Yaxley

Go down

Ellard Yaxley Empty Ellard Yaxley

Pisanie by Ellard Yaxley Pon Mar 10, 2014 8:29 pm




Ellard Yaxley

Jamie Campbell Bower




27 lat
Londyn, Wielka Brytania
Pracownik Ministerstwa
Paw
Martwy Ojciec
Czysta

Usposobienie

Dusza jest straszną rzeczywistością. Można ją kupić i sprzedać, i zamienić. Można ją zatruć i udoskonalić. Każdy z nas ma duszę. Wiem o tym.
Mogłoby wydać się śmiesznym, ale również tę posiadam. To kwestia… Wady wrodzonej. Wiele bym oddał, żeby jej nie mieć, ale przecież na to już nic nie poradzę. Przybieram więc pozę mężczyzny, którym nie jestem. Potrafię egzystować wśród marnych robaków, które w desperackiej potrzebie ludzkości – dążą do władzy. Szydzę ze słabych i uciśnionych. Nie zasługują nawet na odrobinę litości w obliczu śmierci. To logiczne, że błagają o nią, wszak modlą się, że jęki i krzyki dotrą do tak spaczonego umysłu. Nie docierają. Nie jestem czuły na ból. Nie potrafię poczuć tego co może czuć moja ofiara. Na moich ustach ścieli się wtedy sardoniczny uśmiech, ułożenie twarzy może wydać się nienaturalne, a w mojej głowie będą przelewać się obsesyjne myśli, z którymi próbuję walczyć. Niemal każda porywcza istota, dostaje od losu szansę i dba o to by spaczony umysł mógł się ukształtować. Mój przyjmuje abstrakcyjne rozmiary, których nie próbuję nawet okiełznać. Wszak… Nieprzewidywalność bywa lepsza od stagnacji i szarej, nic nie wartej rzeczywistości.

Doskonale rozumiem wściekłość angielskiej demokracji na tak zwane występki wyższych klas. Masy czują, że pijaństwo, głupota, niemoralność są ich przywilejem i że każdy z nas, robiąc z siebie osła, dopuszcza się kłusownictwa w ich rejonie.
To zabawne. Doprawdy, jestem w stanie ze spokojem stwierdzić, że mogę splunąć każdemu w twarz, jeżeli będzie mnie karmił tymi kłamstwami. Pijaństwo. Głupota. Och, słabości ludzkie, których się brzydzę. Bywam hipokrytą, ale wszak kto nim nie był? Wskażcie mi tego, który od narodzin aż po dzień dzisiejszy pozostał taki sam, a nazwę go głupcem. Nie zazna mojego współczucia, bo zapewne różdżkę uniosę, celując wprost w jego klatkę piersiową, a zaraz potem wyszeptam te dwa bezduszne słowa, które odbiorą mojej ofierze życie. Złoże ją na piedestale śmierci, i zniknę, pozostawiając za sobą cień niepewności i zagadki, która być może nigdy nie zostanie rozwiązana. Będę cieniem sunącym uliczkami londyńskimi, a po chwili dopatrzę się kobiety, która nie będzie dla mniej więcej warta niż pięć galeonów. Nie zależy mi na uczuciach wyższych, ani na miłości. Nie zależy mi na tym co wzbudza w ludziach poczucie słabości i wywołuje roszady. Jest mi to zupełnie zbędne, tak samo jak Twoje łzy, gdy wyjdę z sypialni, zostawiając się okrytą prześcieradłem wyrzutów sumienia.

Każde dobre wrażenie, jakie się wywołuje w świecie, stwarza nam nieprzyjaciela. Aby być lubianym przez ludzi, trzeba być miernotą.
Popatrz. Pokrywam się białą farbą. Doprawdy, jestem wybielony. Wszystkie moje grzechy spadają na Ciebie, wszak chciałeś nosić moją maskę. Jeżeli wczuwamy się w personę, którą nie jesteśmy, automatycznie zyskujemy jej życie, a przecież to nie było dla nas pisane. Dla Twojej wygody stanę się miernotą, co byś nie próbował być ode mnie zależny. Nie mogę wykazać się codzienną arogancją, wszak jest to bezduszne w stosunku do Twojej osoby. Będę udawał potulne zwierzę, by po chwili zrobić pętle na swej szyi, a robiąc kolejny krok, będziesz się dusił w siatce własnych kłamstw. Powiesz, że jestem chory? Jestem. Byłem i zapewne będę. Jednak czujesz to uzależnienie. Jestem cholernie uzależniający, a z każdą chwilą odczuwasz potrzebę egzystowania przy takim parszywym bydlaku, jakim jestem. Stałem się tak na przełomie dwudziestu siedmiu lat życia. Podoba mi się też Twoja naiwność, i to że wierzysz iż jesteś w stanie mnie zmienić.
Co musiałoby się stać, bym poddał się Twej woli?

Aparycja

piękność jest formą geniuszu, piękność jest czymś więcej niż geniusz, gdyż nie potrzebuje komentarza.
Spójrz. Spójrz na mnie. W moje oczy, które okryte gęstą siateczką ciemnych rzęs przeszywają Cię na wskroś. Taksuję Twą posturę, nie chcąc oderwać wzroku, wszak moje jasne tęczówki od dawna nie napawały się czymś tak, fenomenalnie – dzikim. To kwestia czas aż ulegniesz, wszak nie lubię gdy ktoś mi odmawia. A ja? Zatopię wtedy w Twoich długich puklach smukłe palce, które przesuwać się będą po Twym zgrabnym ciele, wyczuwając fakturę delikatnej skóry. Możesz mi powiedzieć śmiało, że jestem podobny do ojca, nawet nie zaprzeczę. Są między nami jednak różnice, mnie ciągle zdobi młodość, której jemu brakuje. Zdobi mnie nie pomarszczone ciało oraz możliwość dania komukolwiek fizycznego spełnienia. Z całym szacunkiem do mojego ojca, uważam iż kwestia genów nie zawsze bywa dziedziczna, aczkolwiek w naszym przypadku… Podpisaliśmy pakt z samym diabłem. Śmiem nawet twierdzić, że nie mogę się teraz spodziewać aniołów za oknem, gdyż te nie przychodzą do tych, którzy zadają ból niewinnym.
Nie jestem tępą góra mięsa, które bez opamiętania potrafi wymierzać najmocniejsze ciosy. Nie jestem też mężczyzną przesadnie kościstym. Jestem chucherkowaty, ale to kwestia genów. Nie przywykłem do bycia… Nieatrakcyjnym. Przywykłem jednak do tego, że kobiety mnie uwielbiają. Mój sarkastyczny uśmiech. Spojrzenie, w którym zawarte jest więcej niż tysiąc słów. Usta, które są idealnie wykrojone, oraz kości policzkowe, które okalane są przez włosy.
Jestem podobny w kolejnym punkcie naszego wspólnego obrazu do ojca. Podobnie jak on mam słabość do drogich materiałów. Do szmat, które stracą na wartości, gdy moje ciało sczeźnie. Jednak zrobię wszystko, by sprawić przyjemność mojemu ojcu. Arystokracja wymaga czegoś więcej niż tylko oczytania i względnie przesiąkniętych filozofią myśli. Wygląd jest naszą wizytówką.

Biografia

Młodzi ludzie chcieliby być wierni, a nie są, starzy, chcieliby być niewierni, ale nie mogą.
Jak dobrze, że moja młodość dopiero co się rozpoczyna. Wszak, nie przekreślono mnie jako człowieka, a tym bardziej nie przekreślono mnie jako syna Alerica Yaxleya.
Urodziłem się w jesienną, burzliwą noc. Z trzydziestego pierwszego października, na pierwszego listopada. Niektórzy uważają to za zły omen. Omen śmierci. Jednak czy jest tak, jakby mogło się wydawać potencjalnym obserwatorom? Nie wydaje mi się, wszak przyszło mi żyć w rodzie arystokratów, o bogatej historii sięgającej czasów Wilhelma Orańskiego oraz Katarzyny Wielkiej. Nie twierdzę, że moja rodzina jest najlepszą, jednak z pewnością uplasowała się w pierwszej dziesiątce najbogatszych, najbardziej wpływowych oraz… Przesiąkniętych wewnętrzną hipokryzją rodzin czarodziejskich, z tendencjami do teorii spiskowych.
Byłem szczęśliwym dzieckiem, otoczonym opieką oraz miłością ze strony matki, która dała mi niewątpliwie najpiękniejszy dar, jaki można od kogokolwiek wymagać. Tym darem było życie, do pewnego momentu nieskalane żadnym złem, ani słabostką. Otaczałem się także silnym ramieniem ojca, dla którego aktualnie jestem prawdopodobnie w stanie poświęcić więcej niż można byłoby przewidzieć. Aczkolwiek, jestem hipokrytą, może właśnie w tym momencie kłamię?
Skłamałabym, mówiąc że moje nazwisko nie ma żadnego znaczenia. Skłamałabym, i prędzej ducha wyzionę jeśli powiem, że to nie przez wzgląd na moją niebieską krew, ludzie chcieli oraz nadal chcą obcować. To logiczne i układa się w pewną całość, którą nakreślę, malując Twój obraz, wszak nie jestem bezdusznym śmierciożercom, który czyha jedynie na Twoje potknięcie. Jestem artystą. Jestem malarzem. Jestem kimś z tendencją do filozoficznego myślenia, o jakie w czasach chaosu jest nadzwyczaj ciężko.
Lata w Hogwarcie mijały, a ja obracałem się w towarzystwie osób, które wnosiły do mojego życia naprawdę wiele. Z dumą nosiłem na piersi herb węża, wyznając wszelkie zasady, który wpoił w dom Salazar Slytherin. Szlamy nigdy nie były moim celem, ale nie wyrażałem też aprobaty dla decyzji dyrektora. Byłem przeciwny by takie zera egzystowały wśród pełnoprawnych czarodziei. Z wielkim trudem, przychodziła mi także akceptacja osób o połowicznym statusie krwi, jednak ci mieli więcej pierwiastka magicznego, a co za tym szło mogli liczyć na minimalne względy z mojej strony. Z czasem do mniej wartościowych czarodziejów mi przeszła, aczkolwiek nie przejawiałem zbyt wielkiej chęci do przebywania w ich towarzystwie.
Czas, który miałem zaraz po ukończeniu siódmej klasy skończyłem na studiowaniu prawa magicznego, by kiedyś stać się sędzią Wizengamotu, w dużej mierze było to zapewne marzenie ojca, które niestety nie przyniosło żadnych efektów, bo praca w Ministerstwie nie była moim szczytem, a stać było mnie zdecydowanie na dużo… Dużo więcej. Jedynym wrogiem był czas, który nieubłaganie uciekał, a ja potrzebowałem go aż nazbyt by móc się określić w kwestii swych wartości oraz priorytetów życiowych.
Jednak właśnie teraz pełnię rolę osoby, która wpływy oraz nazwisko, które dał mi ukochany ojciec traktuje jako kartę przetargową. Uparcie wierzę także w to, że jestem w stanie wynieść na piedestały uwielbienia nie tylko nazwisko, ale i siebie samego, wszak… Jestem dziedzicem.

Ellard Yaxley
Ellard Yaxley

Liczba postów : 6
Wiek : 27
Skąd : Londyn, Wielka Brytania.
Zawód : Pracownik Ministerstwa
Poparcie : Czarny Pan

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach