Silencio
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Luwin Pender

Go down

Luwin Pender Empty Luwin Pender

Pisanie by Luwin Pender Czw Mar 06, 2014 8:29 pm




Luwin William Pender

Rupert Graves




43
Wszędzie i nigdzie
kiedyś dziennikarz
jenot
Żona
mugolak

Usposobienie

Jeśli szukasz tu kolejnego osobnika, którego osobowość splątana jest jak piękne wiersze, to nie ta bajka. Bo Luwin tak naprawdę jest dosyć prosty, i w odbiorze, i w obsłudze. Gdy jest szczęśliwy - szczerzy się jak głupek, gdy kogoś nie lubi - cóż, jest w tym dosyć staroświecki, dając po prostu w mordę, zamiast bawić się w subtelne gierki i podchody, mające na celu uprzykrzyć życie drugiej stronie.
Optymista, choć życie poprzetrącało optymizmowi kończyny. Stara się zawsze widzieć dobre strony - ludzi, wydarzeń - i chwyta się ich jak ostatniej deski ratunku, w czasach w których przyszło mu żyć. Możesz być pewien, że to on jest tą osobą, która w najgorszym momencie rozbawi towarzystwo i będzie starał się podtrzymać wszystkich na duchu. Już taki jest - szuka iskierek, które dają nadzieję. Bo jest jej pełen - od końcówek palców u stóp, po czubek głowy. Tym że mama będzie zdrowa, tym że na przyszłe święta w końcu dostanie lepszy prezent, bo rodzicom lepiej się powiedzie, tym że ona wróci, znów uśmiechnięta, promienna, pocałuje go w policzek, pachnąc rumiankiem, a potem zrobi naleśniki...
Odrzuca od siebie to co najciemniejsze - czarne myśli i zło wszelkiej postaci. Cechuje go tradycyjne wychowanie, zapewniające przyzwoitość. Matka nauczyła go jak odpowiednio się zachowywać, jak czytać literaturę i mieć otwarty umysł. Była dobra i jedyne czego chciała to żeby i jej syn był taki sam. Nie kradnie, nie kłamie (poniekąd też, że jest w tym tak fatalny, że aż zal się robi), pomaga nawet nie pytany i jest niezwykle lojalny. Typowy Gryfon, krzyknąłby ktoś i może jest w tym ziarnko prawdy. Jednakże, na pewno brak mu tej głupiutkiej dumy, która pcha do bezmyślnych czynów. Nie, że jest święty, w końcu był nastoletnim chłopcem i niejedno ma za kołnierzem. Dosyć znany był ze swojego niecodziennego poczucia humoru i zamiłowania do żartów oraz faktu, że każdy dowcip jest w stanie spalić nim jeszcze zacznie go opowiadać.
Rodzinny. Otwarty. Zawsze żałował, że jest jedynakiem, a braki w rodzeństwie wypełniał niezliczoną ilością przyjaciół. Świetnie czuje się w roli ojca, biorąc odpowiedzialność za to kim jego dzieci będą w przyszłość i wkładając mnóstwo pracy w byciu jak najlepszym w tym co robi. Kocha dzieci, potrafi się z nimi obchodzić i nie zapomina, że kiedyś sam miał kilka lat i różne rzeczy się zdarzały.
I jeśli o odpowiedzialność chodzi, zbyt często się do niej poczuwa. Czasem bierze zbyt dużo na swoje barki, ale zdaje się znosić wszystko z pomocą upartości, wytrwałości i ciężkiej pracy. Ponieważ dzięki temu ostatniemu udało dojść mu się tak daleko, do tego momentu w którym znajdował się teraz. Oczywiście, znacznie częściej woli ułożyć się z książką na kanapie (miłość do literatury też wyssał z mlekiem matki i dzięki temu wybrał taki zawód jaki wybrał), lecz czasem trzeba się spiąć, zamknąć oczy i tradycyjnie wierzyć, że będzie lepiej. Że jest warto. Za upartością za to, niekiedy idzie zbytnia zapalczywość w trzymaniu się własnych poglądów i głuchota na argumenty z zewnątrz, gdy już na coś się zdecyduje. Brnie, chociażby w największe bagno jak osioł i gdzie tam słowa rozsądku. Teraz, jako przykładny tata musi się pilnować, ale jeszcze parę lat temu...
Przyjacielski - nie trudno zyskać jego sympatię i nie trudno pozyskać ją znowu. Jak każdy człowiek posiada swoją granicę, której przekroczenie nie daje już możliwości powrotu, lecz jeśli nie zabrniesz tak daleko, możesz liczyć na drugą szansę. Czasem, w międzyludzkich relacjach bywa zbyt naiwny, ale taki już jego urok.

Aparycja

Jak dzień do nocy, tak jest z Luwinem sprzed chociaż dwóch lat, do tego którego spotkać można teraz. Przybyło mu siwych włosów i zmarszczek, z czekoladowych oczu zniknęła większość radosnych iskier. Mimo to, wciąż zachował tę niesłychaną chłopięcość, którą zauważa się z zaskoczeniem. Rysy twarzy, które bardziej pasują do młodego mężczyzny niż czterdziestolatka, ale pozostawiają go dosyć atrakcyjnym. Nie, żeby go to interesowało. Wraz ze ślubem i związaniem się do końca życia z jedną kobietą, przestał myśleć o specjalnym strojeniu się i robieniu dobrego wrażenia, a od zawsze był zwolennikiem przekładania komfortu nad modę. Tym bardziej, gdy aktualnie jesteś samotnym (nienawidzi tego sformułowania z całego serca) ojcem z dwójką ruchliwych dzieci i nader wszystko liczy się Twoja mobilność. Dlatego też, w jego garderobie dominują wygodne, mugolskie koszule i swetry, które pamiętają jeszcze czasy pierwszych lat pracy.
Z wiekiem stracił wiele z młodzieńczej postury i gibkości, a dosyć siedząca praca nie poprawiła sprawy. Trochę kilogramów przybyło, trochę mięśni ubyło. Wciąż pozostał mu jednak sprężysty krok i pewność ruchów. Porusza się gładko i energicznie, gdy znów wrzuca zabawki do pudełek i przygotowuje śniadanie. W ostatnim czasie postanowił jednak dopomóc swojej kondycji, z zamiarem zrzucenia tego i owego.
Nie ukrywa swojego wieku - siwych pasem i na czubku głowy, i na brodzie, której nie chce mu się nigdy golić, choć wymaga to raptem jednego machnięcia różdżką. Nie odmładza się ubraniami czy wklepując specjalistyczne eliksiry. Wydaje się być zmęczony, choć obdarza wszystkich najcieplejszym uśmiechem, który posiada w zanadrzu, a wszystkie zmarszczki wygładzają się od razu, gdy tylko znajdą się przy nim jego dzieci.

Biografia

Każdy dzień jest nowym dniem.

Był wyczekiwanym dzieckiem, choć państwu Pender nigdy się nie powodziło. Luwin Senior pracował jako rybak, przynosząc do domu grosze, upokorzony, że jego żona, nauczycielka literatury w miejscowej szkole, przynosi ich dużo więcej. Mimo to nie ma tu mowy o toksyczne relacji, alkoholizmie, rozbitych o ścianę butelkach czy rodzinnych kłótniach. Kochali się, bardzo prosto i bardzo mocno, nie było potrzebne nic więcej.
Annabelle udało się zajść w ciążę dopiero w późnym wieku, niemalże czterdziestu lat, co nie poprawiło stanu jej rozedmy płuc. Mały Luwin był prawdziwym skarbem, darem od niebios i cudem. Nic dziwnego, że rodzice chuchali i dmuchali na niego, zapewniając wszystko co potrzebne, wkładając w to całą swoją ciężką pracę i gorące uczucie. On odwdzięczał się tym samym, wciąż będąc typowym przedstawicielem kilkuletniego chłopca - pływał w morzu, wspinał się po drzewach i walczył na patyki. Czasem przynosił do domu piękną muszlę, a czasem znów rozbity łokieć. A czasem rozbijał się wazon, gdy się złościł.
List z Hogwartu był szokiem, co raczej nie dziwi w typowo mugolskiej, małomiasteczkowej rodzinie. Oczywiście, Luwin był zachwycony, naprawdę zachwycony, a jego rodzice zaniepokojeni. Ale on był czarodziejem, czy mogło być lepiej?
Od czasu jego pójścia do Hogwartu, wydawało się, że nie. Rodzice wciąż nie mieli zbyt dużo pieniędzy, więc korzystał z używanych książek oraz nosił używane ubrania. Mimo to, czuł się najszczęśliwszym dzieckiem świata. Trafił do Griffindoru, gdzieżby indziej, od razu zyskując sobie przyjaciół i sympatię pozostałych uczniów. Żywo interesował się qudditchem, chadzając na wszystkie mecze i nie opuszczając żadnej godziny z lekcji latania. Niestety, nie był wystarczająco dobry, aby stać się chociaż rezerwowym zawodnikiem w drużynie. Ale, na trzecim roku otrzymał propozycję zostania komentatorem. Jak można się domyślić, chętnie z niej korzystał. 
Szkoła była dla niego cudownym czasem i znów, wydawało się, że życie Luwina od tego momentu układało się jak marzenie. Może nigdy nie należał do grona pilnych uczniów, ale nie najgorzej zdał końcowe egzaminy. Oczywiście, każdy z nauczycieli, tradycyjnie, powtarzał, że gdyby chciał to mógłby lepiej, ale on zbywał to uśmiechem i dalej robił swoje. Nie miał ambicji aby podjąć karierę naukową, ani ciepłą posadkę w Ministerstwie. Zamiast tego, wykorzystując talenty odziedziczone po matce, złożył dokumenty o praktyki w Proroku Codziennym, na które został przyjęty. Był obiecującym młodym dziennikarzem i choć na początku jedynie podawał kawę i segregował stare papiery, coraz szybciej piął się po szczeblach kariery. Zaczął wychodzić na prostą i pomagać rodzicom, którzy z zaniepokojenia jego umiejętnościami, przeszli do dumy.
Jeszcze lepiej stało się, gdy na jego drodze stanęła Hortennse. On miał wtedy dwadzieścia dziewięć lat, ona dwadzieścia sześć. Była śliczna, jak z obrazka - drobna, ciemnowłosa i delikatna. Asystentka jednego z francuskich dyplomatów, która miała rozpocząć pracę w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów. Stracił dla niej głowę, całkowicie. Choć dziewczyna brała jego zaloty jako żart, on starał się z całych sił. Po roku zabiegania, udowadniania swoich uczuć i zupełnego szaleństwa z jego strony, w końcu zgodziła się zostać jego żoną. Ślub wzięli raptem dwa miesiące później, niedługo przed śmiercią państwa Pender. Annabelle ostatecznie przegrała z chorobą, mimo opieki którą roztaczał nad nią syn. Jak często bywa, Luwin Senior opuścił świat dwa miesiące później, bez żadnej ingerencji, po prostu we śnie.
Hortennse i Luwin zamieszkali razem w jego rodzinnym domu, odnawiając budynek. Szło im dobrze, świetnie wręcz. Awansowano go na zastępcę redaktora naczelnego działu sportowego. Brakowało im tylko dzieci. Cztery lata zajęło im staranie się o pierwszego potomka, jednak radości było co niemiara, gdy Tennsie oznajmiła, że jest w ciąży. Pender cały czas czuł się jak odurzony szczęściem, które na nich spłynęło. Odremontowali jego stary pokój i już snuł wielkie plany. Basille Luwin przyszedł na świat piątego kwietnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku. Cieszyli się jak dzieci. Chłopiec już w trzecim roku życia zaczął przejawiać magiczne umiejętności. Żyli jak każda czarodziejska rodzina, spędzając wakacje u rodziców Hortennse na Lazurowym Wybrzeżu.
Pięć lat później do ich rodziny dołączyła Annabelle Marion. Życie zaczęło toczyć się wymarzonym przez niego torem. Pracowali, zajmowali się dziećmi, wspólnie wyjeżdżali. A świat się toczył i przestawało być bezpiecznie.
Nie należał do tej grupy osób, która z uporem maniaka zaprzeczała powrotowi Voldemorta, ale próbował wszystko wyprzeć, zachowywał się jakby nic się nie zmieniło. A zmieniało się coraz bardziej.
Jednak nic nie mogło się równać temu co stało się rok temu, gdy został sam. Bas miał pięć lat, Annie raptem dwa, a Hortennse wyszła z domu i nie wróciła. Nie dotarła do pracy, nie pojawiła się wieczorem, ani następnego dnia. Z godziny na godzinę rosła mu gula w gardle i zaczynał wariować coraz bardziej. Dwa dni później ruszyły poszukiwania, ale nie przyniosły żadnego efektu. Jakby jego żona zapadła się pod ziemię. Świat się zawalił, lecz on nie mógł dać się porwać fali, która ciągnęła go w morskie odmęty, przecież były dzieci - biedne, kruche, nie do końca rozumiejące co się dzieje. Spiął się w sobie, wskakując na najwyższe obroty, robiąc za ojca i matkę, pracując i wciąż próbując odnaleźć Tennsie. Po pół roku nie mieli nic, a on pogodził się z faktem, że musi zagryźć zęby i żyć dalej, nie porzucając nadziei.
W lipcu dziewięćdziesiątego siódmego wysłał dzieci na wakacje do teściów. Nie obwiniali go za zaginięcie córki, choć czuł pewne... napięcie. Rozumiał, nie chciał myśleć co stałoby się, gdyby Basille lub Annabelle nagle zniknęli. Był służbowo na meczu qudditcha, gdy Ministerstwo upadło. Co czuł? Przerażenie, prawdopodobnie tylko tyle. Od razu skontaktował się z Francją, wpadając z wizytą. Miał dobre miejsce do schronienia, daleko od sterroryzowanej Wielkiej Brytanii, dlaczego więc wrócił? Wiara, że Hortennse jest gdzieś tam, cała i zdrowa, i prośba Basa, aby przyprowadził mamę do domu. Nie mógł zrobić nic innego, po prostu nie mógł.
W domu już czekało na niego wezwanie na przesłuchanie. Skończyło podarte w kuchennym koszu; zabrał najpotrzebniejsze rzeczy i rozpoczął życie poszukującego uciekiniera.

Luwin Pender
Luwin Pender


Liczba postów : 9
Wiek : 43
Skąd : Portgower, Szkocja
Zawód : uciekinier
Poparcie : Zakon Feniksa

Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach